wtorek, 28 listopada 2017

ZMIENNOŚĆ W OGRODZIE - LUBIĘ CZY NIE LUBIĘ?

Najważniejsza w ogrodzie jest dla mnie harmonia i spokój.
No, to w zasadzie już macie odpowiedź na pytanie postawione w tytule.

trzmielina oskrzydlona jesienią i liliowce
lubię, jak jesień zmienia ogród, lubię te kolory ogarniające wszystko

Pierwsza myśl, jaka przychodzi mi do głowy, to, że w zasadzie zmian nie lubię.
Nowości nie podniecają mnie absolutnie, nie rozumiem szaleństwa z nimi związanego. Nie uznaję zmiany dla samej zmiany, raczej nie miewam myśli, że coś mi się znudziło. Jeśli uznaję coś za doskonałe albo po prostu dobre, nie widzę powodu, żeby to zmieniać.
Oczywiście, doceniam urodę niektórych nowości, nawet się nimi zachwycam, ale to nie znaczy, że chcę istniejące zamienić. Nie dotyczy mnie powiedzenie: kobieta zmienną jest.
Pewnie na to nakłada się też moja niechęć do reklamy - gdy widzę słowo: nowość, odruchem jest podejrzliwość wobec intencji autora przekazu.

Przyznam się, że denerwuje mnie podatność na mody, lansowanie nowości - wszyscy zapełniają ogrody żurawkami, wszyscy mają w domu storczyki, wszyscy sadzą trawy i malują mieszkania na szaro...
Oczywiście, np. rzeczone trawy mogą być piękne i robić doskonałą robotę w ogrodzie - ale żeby zaraz tyle i wszędzie i najwspanialsze? A za rok wszędzie żurawki?
Nie mam ani jednego storczyka. Nie będę miała trawiastych rabat. Żurawki pozostaną tylko niewielkim dodatkiem, a ściany - w kolorze kawy z mlekiem.

Jeśli zmiana na nowe, to tylko wtedy, gdy stare nie funkcjonuje dobrze, nie zaspokaja potrzeby, np. estetycznej. Więc czerpanie z nowości, ale bez burzenia wszystkiego.

onoklea wrażliwa
liście hosty błyszczą w słońcu

onoklea wrażliwa
to samo miejsce - hosty nie widać, za to rzuca się w oczy onoklea

Więc jak to możliwe, że lubię jednak zmienność w ogrodzie i w ogóle w przyrodzie?
Co zmienia ogród i jaki jest mój stosunek do tych zmian?

Czy szybko zmieniający się wygląd ogrodu sprawia, że jest on ciekawszy?
Gdybym budziła się co dzień w pokoju, w którym ktoś nocą wstawił nową komodę czy zmienił lampę, byłabym zdenerwowana, a nie zaciekawiona.

Ale ogród to żywy organizm, to fragment natury, z żywiołowo toczącymi się procesami. Istotna dla mnie nie jest nowość i zmiana sama w sobie, ale to, że są przejawem procesów, których korzenie tkwią gdzieś głęboko, a które prowadzą nie wiadomo dokąd. Że to wszystko się samo dzieje, a ja mam na to wpływ niewielki.
To możliwość obserwacji tych zjawisk bądź współudziału w nich jest dla mnie ważna i daje ogromna frajdę.
Więc tak, zmieniający się ogród jest ciekawszy. Ogród, który wygląda pięknie, ale stale tak samo, wydaje mi się sztuczny, nie widać w nim bogactwa życia.
Więc warto tę zmienność wspierać, bo wtedy będzie można cieszyć się nim na co dzień.

rabata mieszana
Rabata Środkowa wczesnym latem


rabata mieszana
a tu jesienią - dla takiej zmiany warto sadzić liściaste!

Uszczęśliwia mnie, że ogród  jest co dzień inny, w zasadzie bez mojego udziału. Bo mgła, bo nowy kwiat, kopiec kreta na środku, bo liść opadł, bo kompost dojrzał... To jest cudowne w ogrodzie.

To upływający czas zmienia ogród.
Zawsze dziękowałam losowi, że mieszkam w kraju, gdzie zmieniają się pory roku i w zasadzie co parę miesięcy mam ogród kompletnie odmieniony.
Z niewielką moją pomocą, bo żeby wykorzystać naturalne zjawiska, sadzę rośliny atrakcyjne o różnych porach roku. Do lasu sosnowego, w którym mam ogród, dosadzam dużo roślin liściastych i dających sobie tu radę bylin, dosadzam wiosenne cebulowe.
Mogę dzięki temu obserwować żółknące liście i rozkwitające kwiaty, cieszyć się wszystkimi etapami życia roślin.

Bo więdnące byliny i nagie gałązki krzewów też lubię. Nie martwi mnie, że jesień, że przekwitły piwonie... Bo koło toczy się dalej.
I mimo, że te zmiany są czymś nam doskonale znanym, powtarzają się cyklicznie, nigdy nie przebiegają tak samo, a efekty nie są identyczne. Tym więcej wrażeń dla nas!

lubię te suche badylki na tle śniegu - to nie obraz, to grafika

Czas zmienia ogród i w dłuższej perspektywie. Rośliny rosną, niektóre stają się wielkie, obumierają... Te procesy toczą się w różnym tempie.
Próbujemy to kontrolować przycinając rośliny, żeby utrzymać ich rozmiar albo je odmłodzić.
Przyznam się, że nie lubię formowania  i ostrego przycinania. Wolę, jak wszystko toczy się swoim torem. Jednak mam żywopłoty i kule bukszpanowe, to wyraz kompromisu z upodobaniami estetycznymi.

mała architektura ogrodowa
martwe przedmioty, a światło dodaje ruchu i dramaturgii, za chwilę efekt zniknie

Ogród zmienia się też w krótkim czasie, w ciągu jednego dnia.
Niektóre kwiaty np. tulą płatki, gdy nie ma słońca, ale większość roślin pozostaje taka sama, a nowe wrażenia wywołane są przez światło.
Jak cudownie słońce potrafi odmienić oblicze tego samego przedmiotu czy rośliny, a nawet całego ogrodu..!

wieczorne słońce czyni cuda, dodaje głębi i intensywności wrażeń

mała architektura w ogrodzie
przez większość dnia ta huba jest niewidoczna, światło wyciąga ją na pierwszy plan


ogrodu w zasadzie nie widać, gałęzie lipy zdominowały widok

Czas odmienia też przedmioty, one też się starzeją - kamień obrasta mchem, obłazi farba z ławki, kostka płowieje, decha próchnieje...
Niektórych ogrodników nie cieszą te zmiany. Czyszczą kostkę z mchu, odmalowują ławeczki...
A ja to lubię - poszarzałe (brudne) i omszałe kamienie tarasu, zniszczone przedmioty, krzywe sztachety płotu...

sadzawka z cegły rozbiórkowej
stara cegła i ciemniejące kule nad sadzawką, nie zamierzam ich czyścić


ozdoby z betonu w ogrodzie
mech obrasta betonowy słupek, tak ma być


Ogród zmienia swoje oblicze wraz ze zmianami pogody.
Oj, wielu ogrodników cierpi z tego powodu! Ja nie - lubię śnieg, słońce i deszcz, i mgła i pochmurna pogoda mnie cieszy. Chyba jestem dziwna, ale dla mnie zawsze jest dobrze, a ogród ma swoje uroki w każdych warunkach.

stół z technorattanu
w ulewnym deszczu ogród też jest piękny

Tak wszystko chwalę, ale są zdarzenia naturalne, które dają w kość.
Np. atak wichury, który zdemolował mój ogród, zmuszając do ciężkiej pracy i zmiany koncepcji jego urządzenia. Takich zmian nie lubię!
Podobnie, jak zmasowanego ataku mszyc czy chorób grzybowych albo mrozów, które uśmiercają moje ukochane zawilce.
Ale wiele osób upatruje w takich kataklizmach szansę na zmiany w ogrodzie - bo w wolnych miejscach powstanie coś nowego, pojawią się nowe rośliny.

zniszczony ogród
wystarczyła chwila i ogród był zmasakrowany...


Jakie jeszcze zmiany, zachodzące u mnie w ogrodzie, lubię?
Ot, np. z radością witam samosiejki - osiedlają się w ogrodzie dziewanny, przymiotno, wyka ptasia... Dodają ogrodowi naturalnego wdzięku.
A rośliny ogrodowe, rozsiewające się same, jak alchemilla, też mnie cieszą, chociaż zmieniam im miejsce.
Nie przesadzam jednak z akceptacją tych naturalnych zmian - nawłocie jednak wyrywam, a masę kiełkujących żołędzi wywalam.

Reasumując tę część moich przemyśleń, bardzo lubię zmiany, zachodzące naturalnie w ogrodzie, prawie wszystkie, i uważam, że bardzo dodają mu one urody i przynoszą mi mnóstwo radości.
Dzięki nim mam codziennie nowy ogród, bez żadnego wysiłku i bez żadnych nakładów pracy.

rabaty nad strumieniem
widok na strumyk wczesną wiosną


rabata nad strumykiem
nie do poznania - to samo miejsce latem


rów melioracyjny w ogrodzie
przychodzi jesień i strumyk znów wygląda kompletnie inaczej


czy nie ślicznie? Uwielbiam wszystkie te obrazy!

Masę zmian w ogrodzie przeprowadza sam ogrodnik. I tu zaczynają się schody.

Samo założenie ogrodu jest wielką zmianą.
Próbuję zmieniać ekosystem, który zastałam - wymieniam ziemię, nawadniam, robię sadzawkę pod sosnami wprowadzam rośliny, które nigdy by się tu same nie pojawiły, mało tego - nigdy by nie przetrwały bez mojej pomocy.
Im bardziej moje działania nie przystają do naturalnych warunków, tym mniejszą mam szansę na zmianę mojego kawałka ziemi w wymarzony ogród.
Dlatego, zmieniając to miejsce, staram się zachować rozsądek.

było takie chwastowisko...


epimedium younga Niveum i ułudka wiosenna
w tym samym miejscu teraz wiosną kwitną leśne byliny


białą azalia japońska i rododendron Calsap
potem rozkwitają rododendrony, potem lilie...

Ale nie zawsze go wystarcza - stąd wiele było zmian w moim ogrodzie na przestrzeni lat, które wynikały z błędów, szarżowania, ignorancji.
Pisząc o wspieraniu zmienności, nie miałam na myśli ciągłego przesadzania roślin ani zmiany kształtu rabat.
Bo takie zmiany mnie nie cieszą, one mnie wkurzają! Uważam je za stratę czasu, pieniędzy i energii. Nie potrafię się nimi cieszyć, jak robi to Magda czy Aga.
Mam dosyć ciągłych rewolucji, wynikających z moich błędów.

Aga pisze o zmianach jako wielkiej szkole ogrodnictwa - nieważne, że źle posadziła ostróżki,  że przysłali czerwone, a nie białe tulipany - każda poprawka wymuszona przez te błędy czy pomyłki ją czegoś nauczyła. Ba - uważa, że tworzenie ogrodu metodą prób i błędów jest doskonałe! "Nigdy bym się tyle nie nauczyła i nie dowiedziała, gdyby od początku istniał dobry plan". Fajne, prawda?

Ale nie moje. Pamiętam dawne szkolenia, w których uczestniczyłam - nigdy nie lubiłam uczyć się przez działanie. Zawsze wolałam najpierw obserwować. Potem poczytać, a potem dopiero brać się za praktykę.
Podobnie mam z ogrodem. Chyba bardziej lubię poszukiwania i próby czynione w myślach, wolę obracać jakiś pomysł 100 razy w głowie, niż przerabiać to w praktyce.
Może jestem leniwa?

A kiedy już się na coś się zdecyduję i to zrealizuję, wkurza mnie, jeśli efekt nie jest taki, jak oczekiwałam.
Nie cierpię tego przesadzania i szukania lepszego miejsca!
A ile radości daje to Magdzie czy Agnieszce! Kiedyś Marta mi napisała, że dla niej ogród to wieczny eksperyment i to właśnie jest ekscytujące.
A ja eksperymentów nie lubię. Wolałabym działać jak najbardziej na pewniaka. Dlatego wolę dobry plan na początek.

tu powstanie nowa rabata, mam plan!


to miejsce tego lata - wielka zmiana, niestety, nie ostatnia


Ogrodnik i jego sytuacja też się zmienia.
Więc i z tego powodu w ogrodzie następują zmiany - likwiduje piaskownicę, bo dzieci dorosły, starzeje się i sił mu ubywa, więc zaniedbuje ogród, który coraz bardziej rządzi się sam. To są zmiany naturalne i je akceptuję.

Gorzej, gdy zmieniają się upodobania, co było moim udziałem. Pisałam o tym obszernie tu.
Tak, dokonałam zmian, na ile było to możliwe (pooddawałam mnóstwo roślin - kłujących, żółtych, pstrokatych, mnóstwo poprzesadzałam, mnóstwo nowych dołożyłam) - ogród teraz bardziej mi się podoba, jest ładniejszy, lepiej się w nim czuję.

Co nie zmienia faktu, że praca związana z tymi zmianami mnie denerwowała i ubolewam nad stratą czasu, pieniędzy i energii.
Dlatego nie chcę, żeby mi się znowu coś nowego zaczęło podobać (nie chodzi mi o pojedyncze rośliny, tylko o koncepcje) i żebym musiała coś zmieniać na taką skalę. Bo takich zmian nie lubię.

Wielokrotnie mówiłam, że chcę wreszcie skończyć ogród i zająć się po prostu codzienną pielęgnacją (w tym rozumiem też niezbędną wymianę roślin czy korekty rabat).
I wielokrotnie mi odpowiadano, że przecież ogród nigdy nie jest skończony, więc zmiany być muszą.
Dla wielu osób ciągłe zmiany, proces, jest najfajniejszy. Jak ostatnio napisała Pulpa: "nie o to chodzi, by złapać króliczka, ale by gonić go".

Ale ze mną jest chyba inaczej... Wolę króliczka. Lubię święty spokój i napawanie się urodą miejsca.
Lubię wymyślać, a kiedy to już zrobię, chcę żeby to się jak najszybciej zrealizowało. Bo najważniejsze jest wcielenie w życie obrazu, który mam w głowie, a nie proces jego realizacji.
Ja nie lubię zmieniać, ja lubię jak jest ładnie.

Nie boję się, co będę robiła potem - będę się cieszyła i pielęgnowała ten stan idealny.
Bo te drobne zmiany, wynikające z codziennej pielęgnacji ogrodu lubię - bo nie są ciężką pracą i służą zachowaniu właściwego kierunku.

rozplenice dopiero się rozwijają, ozdobą jest teraz czosnek


rozplenica Hamelm i hortensja Limelight
po czosnku ani śladu, teraz efekt dają kwitnące trawy i hortensje. A ja grabię igły...

Jest jeszcze jedna kwestia, na którą zwróciła uwagę Aga - jak ogród zmienia nas, ogrodników.
W moim przypadku była to prawdziwa rewolucja! Począwszy od zniszczonych paznokci, zmiany struktury wydatków i stałego przebywania na powietrzu, gdzie mam swoją „siłownię”, do poważnej zmiany stylu życia i poglądów. Tu pisałam o tym szerzej, zajrzyjcie!

Dzięki ogrodowi mój świat stał się inny, bo zaczęłam go widzieć inaczej, inne sprawy zaczęły być ważne. Np. dotarło do mnie, że jestem częścią tego świata, że nic nie ginie, tylko zmienia formę i odradza się.
Więc zaczęłam interesować się ekologią czy ochroną środowiska.
A przyjaźnie z innymi ogrodnikami nauczyły mnie, że nie ma jednej drogi do pięknego ogrodu i nie ma jednego wzorca pięknego ogrodu.

paproć latem


ta sama paproć jesienią

Ciekawe jest, że wprowadzane przez nas zmiany, pociągają za sobą kolejne, już bez naszego udziału.
U mnie to był taki proces - zainteresowałam się ogrodem, zaczęłam go tworzyć i obserwować z uwagą, czego skutkiem było odrzucenie stosowania chemii, a wtedy pojawiło się więcej różnych stworzeń.
Wszystko ma swoje konsekwencje. Nawet postawienie poidła.

Teraz planuję zrobić kolejną małą sadzawkę i myślę sobie, że to wywoła duże zmiany w okolicy.
Chyba czynione przez nas zmiany mają dużo szerszy wpływ na otoczenie, niż myślimy. Bo jeśli ogrody mogą stanowić nawet połowę powierzchni miasta, to ile to może znaczyć?
To ważne, że dzięki nam przeżyje jakiś jeż czy sikora, a pszczoły zrobią miód, a sadzone na fali zmian nasze drzewa oczyszczą powietrze.

nagie konary też są atrakcyjne

światło wydobywa i ukrywa poszczególne elementy rabaty, to zaleta ogrodu z drzewami

Mój stosunek do zmian jest więc skomplikowany.
Naturalne zmiany są istotą życia. Dzieją się nieustannie i wszędzie. Nic nie jest trwałe. Myślę sobie, że te zmiany lubię lub przynajmniej spokojnie akceptuję. To jest po prostu Życie, które mnie zachwyca.

Takie zmiany lubię wspierać, np. dobierając odpowiednie rośliny do ogrodu. Lubię kiedy lato przemija i liście zaczynają zmieniać kolor, lubię kiedy wyłażą zielone kiełki z ziemi i kiedy pada deszcz, lubię kiedy przekwitają jaśminowce i kiedy muszę grabić liście. Lubię odśnieżać.
Lubię być uczestnikiem tych procesów. To jest dla mnie radość z ogrodnictwa.

Nie lubię za to ciągłego przesadzania, żeby poprawić, nie lubię zmian, których celem jest wprowadzenie nowego.
Na dłuższą metę wolę chyba obserwować i rozumieć i uczestniczyć niż sama kreować i zmieniać.

Temat rzeka - napiszcie, jaki jest Wasz stosunek do zmian w ogrodzie, bardzo jestem ciekawa!

Inspiracją do napisania tego tekstu jest akcja Forum Promotorów Ogrodnictwa (to nowa platforma współpracy dla wszystkich, którzy angażują się w promocję ogrodnictwa, głównie w internecie).
Już kilka osób podzieliło się swoimi przemyśleniami na ten temat:
Wera
Leonarda
Andrzej
Agnieszka
Magda




51 komentarzy:

  1. Obszernie opisałaś kwestię zmian,chyba wywołasz burzę wśród ogrodników. Mam wrażenie, że podejście do tematu wiąże się z charakterem właściciela, piszesz, lubię spokój, lubię piekno, nie lubię zmian i to już w jakiś sposób wytycza ścieżkę, którą przemierzasz od wielu lat.
    Ja najbardziej w zyciu, nie tylko ogrodowym, lubię święty spokój, czasem zapalam się do nowej inicjatywy ale nie znoszę stadnego rzucania się na nowości, ja muszę dojrzeć. Bo ja jestem głównie obserwatorem, nie jestem podatna na nowości bo lubię iść pod prąd,
    itd. Moje zainteresowanie np. trawami pojawiły się długo przed ogólnym szałem bo ujrzałam ich piękno a nie dlatego, że wszyscy je mają,
    im bardziej narasta szał na jakieś rośliny tym mniej mnie nęcą.
    Oczywiście były zachwyty, były potknięcia, ale jestem tylko człowiekiem, poszukującym sobie i w sobie drogi do tego piekna, w moim
    pojmowaniu tegoż. Po latach mogę napisać, że lubię rosliny radzące sobie w ogrodzie/moim/, pozyteczne dla fauny ogrodowej, korzystam
    z naturalnej ochrony itd. To wprowadzało zmiany ale korzystne.Jednak dzieją się rzeczy, których nie akceptuję, M lubi porządek przede wszystkim więc kostkę szoruje, płoty myje i maluje, ławki....itd. To są zmiany, których nie chcę ale są, mamy inne podejście do świata i czasem nie ma wyjścia...EwaSierika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, masz rację, że podejście do tematu wiąże się z charakterem właściciela. Przychodzą mi na myśl podróże - kiedy znajdę jakieś idealne miejsce, mogę tam jeździć wielokrotnie, zawsze będę zadowolona. Lubię też jechać w inne, piękne inaczej, ale równie szczęśliwa jestem jadąc w to "stare" trzeci raz. A mam znajomych, którzy ciągle chcą jeździć gdzie indziej, bo "po co jechać tam, gdzie się już było"?
      A pod resztą Twojej wypowiedzi mogę się podpisać, pod wieloma względami jesteśmy podobne, może dlatego od razu Cię polubiłam.

      Usuń
  2. Bardzo ciekawy tekst - dziękuję :)
    Ja mam tylko balkon i zauważyłam, że jeżeli coś mi się sprawdza, to sadzę to co roku i w tym samym miejscu, np. lobelię w dwóch skrzynkach na parapecie. Doskonała ta roślinka długo kwitnie, nic jej nie żre i nie sprawia problemów. Za to z mnóstwa kwiatów zrezygnowałam bez żalu, bo po prostu nie dawały sobie rady. Z przyjemnością patrzę na stojącego w tym samym miejscu od czterech chyba lat powojnika, ale on też się zmienia, rośnie i to mnie cieszy. Róże niestety przemarzły, ale poza jedną ich nie żałowałam, kupiłam sobie nowe ;)
    Wychodzi na to, że jestem eksperymentatorką, ale jak coś się sprawdza, to trzymam się jak umarły książeczki i w ogóle tym nie nudzę.
    Aneta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Aneto! Cieszę się, że tekst Cię zainteresował. Jak widać i na balkonie można poszaleć. Pamiętam, kiedy mieszkałam w bloku, wiele się działo na moim balkonie, skrzynie, pnącza, donice...
      Działasz tak samo, jak ja w ogrodzie - co się pięknie sprawdza, warto to uprawiać.
      Lobelie uwielbiam! A z różami zwykle są problemy. Czy zabezpieczasz dodatkowo donice na zimę?

      Usuń
    2. W tamtym roku za słabo zabezpieczyłam moje róże, w tym planuję ewakuować je do garażu.
      A

      Usuń
    3. Nie znam się na różach, ale wiem, ze inne rośliny (np. iglaki czy powojniki) można przechować na dworze osłaniając donice. Ja kiedyś stawiałam donice na styropianie, wokół też obstawiałam kawałami, a wszystko owijałam jutą albo matą z wikliny. Obwiązane jakimś sznurem ładnie wyglądają do wiosny. W zależności od rośliny sypałam w wolne miejsca w środku suche liście lub tp. izolacyjny materiał, przykrywałam też ziemię z wierzchu. To chroniło bryłę korzeniowa wystarczająco.

      Usuń
    4. Dziękuję za rady :) Niestety, w tamtym roku podobne zabezpieczenia nie zdały egzaminu, może zbyt słabo je owinęłam, a może to nasz podlaski klimat i dwudziestostopniowe mrozy je wykończył? Nie wiem. W tym roku spróbuję z garażem.
      Aneta

      Usuń
    5. Aha, mój powojnik przetrwał kilka zim bez jakiegokolwiek zabezpieczenia, więc to chyba inna liga niż róże...
      A

      Usuń
    6. No, tak, na pewno klimat i pogoda mają najważniejszy wpływ,a może i rodzaj rośliny.

      Usuń
  3. Lubię najpierw zaplanować, a dopiero później sadzić. Nie znoszę przesadzania, ale niestety nieraz roślinom nie odpowiada wybrane przeze mnie miejsce i nie pozostaje mi nic innego niż znaleźć inne. Nieraz rośliny chorują i zamierają i trzeba szukać następców... Ale na szczęście mój ogród ma ograniczoną przestrzeń i w przyszłości nie czekają go już drastyczne zmiany. I to właśnie lubię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, widzę, że masz podobne podejście, jak ja, chyba jesteśmy w mniejszości. Ja planuję, ale widać wiedzy mam za mało, bo często przesadzam potem i tak. A pewnie i wszystkiego nie da się przewidzieć, nawet sadząc z regułami sztuki.
      Często ogrodnicy narzekają na zbyt mały rozmiar ogrodu, ale jak widać, ma to swoje dobre strony. Pozdrawiam, Wietrzyku!

      Usuń
  4. Każdy ogród, jak każdy człowiek jest inny - tak jak podejście do niego ogrodnika. Niby zmiany traktuję podobnie jak Ty, a jednak inaczej. Jasne, poprawianie własnych błędów jest irytujące, ale kiedy już zdążę wszystko przemyśleć, okazuje się że czegoś się nauczyłam. Taka nauka może nie jest najprzyjemniejsza, ale za to trwała. Mottem staje się "nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło". Ogród uczy cierpliwości, ale i pokory, ostatecznie z naturą nie wygrasz. Więc nie ma co się złościć, tylko trochę się dokształcić, a potem patrzeć i słuchać, co największa z Nauczycielek ma nam do powiedzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobieństwa są miłe, a różnice ciekawe, dlatego taki fajny jest kontakt z innymi, np. poprzez bloga.
      Zgadzam się, że błędy i ich poprawianie wiele uczą. I, być może, większa część mojej wiedzy stąd pochodzi. Ale, jak piszesz, bolesna to nauka.
      Jedną z pierwszych lekcji ogrodnictwa, na początku mojej pracy z ogrodem, była lekcja pokory, mam ją w sobie już na zawsze. Gorzej z cierpliwością.

      Usuń
  5. Zachwycam się! Jakie piękne miejsce!

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam wśród blogerów kilka ulubionych ogrodów i Twój jest na pierwszym miejscu. Taki ogród, to mógłby być mój ogród, co nie znaczy, że będę zmieniać, nie, bo mój, z moimi błędami, które poprawiam, jest moim. Urzekają mnie Twoje detale. Omszałe, dojrzałe, tak lubię. Tak jak Ty nie lubię storczyków, a myślałam, że jestem jedyna, i nowości, które "trzeba mieć". Nie trzeba. Wydaje mi się, że ogrodom najbardziej potrzebny jest spokój, wtedy same tak pięknie stają się prawdziwymi ogrodami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, to dołączam do klubu Gaju. Też nie lubię storczyków i nie mam ich. Serdeczności od Kasi :)

      Usuń
    2. Gaju, wielką przyjemność mi sprawiłaś! Ciągle mi się wydaje, że tyle rzeczy jest w nim nie tak, że takie słowa wiele dla mnie znaczą.
      Jak wiesz, mam słabość do wszystkiego co stare (może dlatego, że studiowałam historię?). Lubię efekty, jakie daje mijający czas (choć może nie na swojej twarzy). W ogrodzie czas jest sprzymierzeńcem i nie chodzi mi o to, że rośliny stają się większe. Czas jakby wszystko naturalizuje. Planuję teraz wymienić nawierzchnie na tarasie i z przodu domu i już się martwię, żeby za długo nie wyglądały na nowe.

      Usuń
  7. Twój ogród jest wyjątkowo naturalny, rzeczywiście nie widać w nim udziwnień i pogoni za ogrodową modą. Jest właściwy klimat, w który wnikam z radością. Poza tym pięknie pisany blog.
    Serdeczności od Kasi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba najlepszy komplement dla ogrodu, dziękuję, Kasiu!
      Blog jest dla mnie ważny, poświęcam mu dużo czasu, więc wyrazy uznania są bardzo ważne. Pozdrawiam i mam nadzieję na kolejną Twoją wizytę.

      Usuń
    2. O to mi Kasiu chodziło, właśnie o to!

      Usuń
  8. No cóż. Pewnie nie będę oryginalna, ale dla mnie Twój ogród jest perfekcyjny - naturalny i bardzo elegancki:)
    Myślę, że dobrze bym się w nim czuła:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tu piszę o zmaganiach ze zmianami w ogrodzie, a dostaję takie pochwały za stan istniejący..! Serdecznie dziękuję, Mario.
      Myślę, że atmosfera ogrodu jest bardzo ważna, jeśli nie najważniejsza. Jeśli gość dobrze się w nim czuje, to prawdziwy sukces ogrodnika.

      Usuń
  9. Iza, czasem jeden w drugim odnajdzie pokrewną duszę z marszu, bez przysłowiowej beczki soli. Dziekuję.
    Wiesz ja tez tak mam, że bardziej ciągnie mnie do tego co było, mogę bardzo wiele razy wracać do konkretnych książek, miejsc, zdarzeń bez poczucia straty czasu, sensu czy żalu, że w mogę zacząć cos nowego zamiast dreptać w miejscu. Ja tez bardzo Cie lubię, podziwiam w tym co robisz, zachwycam się, przy czym jest to stwierdzenie faktu a nie chęć przypodobania. EwaSierika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może to głupie i nieprzystające do współczesności, ale nie sądzę, że kto nie pędzi do przodu, to przegrywa. Taki pęd to też ucieczka.
      Dziękuję za wyrazy sympatii.

      Usuń
  10. Izo, i znowu bardzo ciekawy artykuł! Powiem tak - może to banał, ale ogród jest odzwierciedleniem ogrodnika. Widać to u Ciebie jak na dłoni - Twój ogród jest taki jak Ty. Naturalny, bezpretensjonalny, piękny...
    Z jednej strony lubisz jego zmienność, wynikającą ze zmiany pór roku, z drugiej - nie lubisz ciągłych zmian, przerabiania, przesadzania. Dbasz o to by rośliny dobrze się czuły w konkretnym otoczeniu i glebie, lubisz jak rośliny naturalnie się starzeją, a rzeczy pokrywają patyną. Ale jednocześnie Twoje gusta i upodobania ewoluują, to, co kiedyś było nieakceptowalne, dzisiaj ma zaproszenie do ogrodu. Nie ulegasz modom, nie rzucasz się na nowości - podążasz własną drogą. Zainspirowałaś mnie do zastanowienia na tym, jaki jest mój ogród, a więc jaka jestem ja sama. Również nie lubię ciągłego przesadzania, podcinania, wycinania. Najbardziej podobają mi się stare ogrody, bujne, naturalne, zielone, ale z dużą ilością kwitnących kwiatów. Irytuje mnie "goła" ziemia, wolne przestrzenie, natychmiast je wypełniam, ale najczęściej tym, co już mam w ogrodzie. Lubię jak ogród żyje, pełno w nim zwierzątek, ptaków, owadów...Czasami ciągnie mnie do jakiś egzotycznych roślin (ich uprawę traktuję jako ogrodnicze wyzwanie), ale najszczęśliwsza jestem jak nasze "zwykłe" rośliny świetnie rosną i pięknie kwitną. Dumna jestem n.p. z pospolitego złotlinu, który jest u mnie tak wielki i kwitnie taką masą żółciutkich słoneczek, że wszyscy się nim zachwycają...Duże znaczenie mają dla mnie przedmioty w ogrodzie - lubię, gdy są ładne i pasują do otoczenia.
    Moje podejście do ogrodu zmienia się pod wpływem czasu i okoliczności. Przez pierwsze lata był dla mnie najważniejszy, spędzałam w nim każdą wolną chwilę, więcej zmieniałam, bardziej się przejmowałam, aktywniej uczestniczyłam w forach ogrodniczych, wszystko notowałam, zapisywałam nazwy roślinek. Teraz trochę odpuściłam...Już nie wszystko musi być zapięte na ostatni guzik, nie każda bylinka wycięta przed zimą, nie każdy listek zebrany, nie każda nazwa zapisana i zapamiętana. Fora i blogi ogrodnicze nadal czytam, ale już mniej się udzielam.Kupuję mniej rzeczy do ogrodu, ale za to wróciłam do ciuchów i kosmetyków (kompletnie zaniedbanych przez ostatnie lata), mam też małą wnuczkę, więc poświęcam jej dużo czasu i zamiast (albo oprócz) nowej roślinki często kupuję zabawkę, książeczkę, albo sukieneczkę dla Alusi. I tak toczy się życie...Dala

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wdzięczna jestem za ciepłe słowa o mnie i ogrodzie, Dalu.
      Od czasów starego forum wiem, że mamy podobne podejście do ogrodu. Pamiętam, jak pokazywałaś swoje ozdoby ogrodowe i jak mnie one urzekły. Ładnie to napisałaś, że podążam własną drogą... Rzeczywiście cenię niezależność, nie mam za grosz instynktu stadnego. Jestem ciekawa świata, wyborów innych, ale chodzę własnymi drogami.
      Twój ogród jest dojrzały i piękny, nie wymaga zmian, wystarczy mu lekka pielęgnacja. Na szczęście, bo wcale Ci się nie dziwię, że teraz Alusia zaprząta Twoja uwagę. Oby takich dobrych zmian było jak najwięcej w naszym życiu!

      Usuń
  11. Ja też wolę mieć króliczka:). A nie mam.
    Czytając tytuł pomyślałam o zmienności ogrodu z porami roku i takie właśnie zmiany w ogrodzie lubię. Świetnie to pokazałaś na przykładzie strumyka na swoich zdjęciach, jest cudny.
    Myślałaś żeby zrobić prywatny ranking zwiedzanych ogrodów? Chyba że coś przeoczyłąm.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój króliczek też jeszcze trochę przede mną, niestety.
      Nie myślałam o takim rankingu, ale to dobry pomysł, może na koniec roku lub na dobry początek nowego?

      Usuń
  12. Ciekawe podejście do tematu, ale chyba klasyczne. Lubimy zmienność natury, która nam się jawi jako piękne obrazy do podziwiania (ale kopiec kreta by mnie raczej nie uszczęśliwił....). Nie chcemy i nie lubimy sami zmieniać, bo wiąże się to z ingerencją, a także nakładem sił. Zresztą ogród to nie jest przecież mieszkanie, w którym można co kilka lat zmienić kolor ścian i poprzestawiać meble. Trzeba działać odpowiedzialnie i z rozmysłem np. gdy sadzi się drzewa, czy żywopłoty. Nie można tego robić na łapu capu, by zmienić to w kolejnym sezonie. Ja też nie lubię rewolucji w ogrodzie (poza zmianami naturalnymi, oczywiście), ale chyba nie mam takiej żelaznej konsekwencji jak TY w realizowaniu swoich pomysłów... Zdarza mi się ulegać nastrojom i iść na łatwiznę. Pewnie dlatego urządzanie mojego ogrodu tak długo trwa. Ciągle nie jestem z niego zadowolona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmienność natury niby wszyscy lubią, ale skąd tyle narzekania, że lato się kończy, że jesień, że zima..? Ileż razy słyszałam, że najfajniej to mają ogrodnicy w cieplejszych rejonach. Odnoszę wrażenie, że bardzo wielu osobom odpowiadałoby wieczne lato, nie sądzisz?
      A propos krecich kopców, to właśnie się pojawiły w ogrodzie, w zeszłym roku nie było. A jak u Ciebie?
      Słusznie zwróciłaś uwagę, że wskazane jest odpowiedzialne działanie i rozsądek (czyli plan), pewne zmiany w ogrodzie wiążą się po prostu z uśmiercaniem dorosłych roślin, co znamy aż za dobrze z obserwacji.
      Oj, Jolu, ile razy ja szłam na łatwiznę i jakie błędy z tego wynikały... Może teraz mniej, chcę wierzyć, że przybyło mi rozsądku i konsekwencji.
      Podobno ogrodnik zadowolony ze swego ogrodu nie zasługuje na niego, gdzieś to przeczytałam. Czy to ma sens..?

      Usuń
    2. "Odnoszę wrażenie, że bardzo wielu osobom odpowiadałoby wieczne lato, nie sądzisz?"
      Ja sądzę:D Też odnoszę takie wrażenie, że niektórzy traktują ogród jak salon - w tym złym znaczeniu. Chcieliby wstawić do niego rośliny jak meble do pokoju - i żeby stały, i zawsze były ładne, i zabiegów nie wymagały...
      "Podobno ogrodnik zadowolony ze swego ogrodu nie zasługuje na niego, gdzieś to przeczytałam. Czy to ma sens..?"
      Nie wiem, czy to ma sens, ale na pewno jest to bliskie rzeczywistości: wszyscy znani mi ogrodnicy, zamiast cieszyć się tym, co mają, wypatrują: gdzie dziura, którą trzeba zapełnić, która odmiana kwitnie długo, a która nie spełnia oczekiwań, gdzie wypielić, gdzie prysnąć... i tak bez końca:D

      Usuń
    3. Ja z pewnością wiecznego lata bym nie chciała. I, niestety, należę do ogrodników wiecznie wypatrujących, co by poprawić. Chociaż teoretycznie całym sercem jestem za tym, żeby koncentrować się na zadowoleniu z tego, co jest.

      Usuń
  13. Sama nie wiem gdzie mam się ulokować w stosunku do zmian w ogrodzie...
    Czas tworzenia ogrodu , ten pierwszy, kiedy przewala się hałdy ziemi, walczy z ugorem i krajobrazem pobudowlanym nie był dla mnie miły. Czułam niemoc, bo czas leci,a tyle przed nami jeszcze, nasze prace wydawały mi się syzyfowe. Do tego wieczny rozkrok miedzy ogrodem który wymaga wielkiej pracy, a dziećmi które wymagają wielkiej uwagi, czasu i luzu...
    Wtedy chciałam ogrodu skończonego, żeby móc czasem usiąść.
    Teraz już się tak nie spieszę, są miejsca które lubimy, które nas cieszą, czasem bardzo nawet.
    Ale mam chwile, kiedy ogarnia mnie potrzeba zmiany, kiedy łapię się innej koncepcji....wtedy odczuwam ekscytację, z pasją rzucam się do pracy. A potem czekam na nowy sezon i na kolejny, żeby ocenić efekty.
    Czasem kręcą mnie nowe odmiany,nieznane gatunki. Ale tylko czasem, pojedynczo, kiedy odpowiadają na moje potrzeby- wiecznie szukam żelaznych, plastycznych i trwałych roślin, które lubią się przenikać z innymi.
    Moja pogoń za nowinkami to chyba bardziej pogoń za wrażeniami estetycznymi,nie kolekcjonerska.
    Dlatego zmiany sezonowe też odbieram różnie- lubię czekać na nowe oglądając paczki, zawiązki,ale często ten moment zachwytu jest za krótki dla mnie, dlatego mi żal, kiedy wiosną przychodzi ciepła i gwałtowna, albo kiedy jesienią jest tylko kilka chwil słonecznych.
    Tylko zimę lubię, krótką, bo szybko mam jej dość.
    A rośliny, które kwitną krótko i tylko ten efekt oferują, wręcz mnie denerwują.
    W sumie często w życiu mam potrzebę zatrzymać chwilę i melancholijny żal, że się nie da. Może jestem zbyt powolna do rytmu w którym żyjemy?
    Tamaryszku piękne zdjęcia i dobry tekst.
    Nad obrazkiem z epimedium w dużej ilości i ułudką zatrzymałam się i kilka razy wróciłam do niego.

    Marta/Magnolia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, tak, trudno o jednoznaczną odpowiedź. Na pewno nasze nastawienie się zmienia w zależności od sytuacji, etapu tworzenia ogrodu.
      Fajne spostrzeżenie, że często pogoń za nowościami, to nie prosta chęć zmiany, ale wieczne poszukiwanie optymalnych rozwiązań czy najpiękniejszych efektów.
      Przy tym temacie widać pewne różnice kulturowe - ostatnio czytałam, że Japończycy uważają za najcenniejsze piękno ulotne (rośliny, które pięknie kwitną krótko), my najbardziej lubimy takie, które długo cieszą swą urodą. Ja także szukam tych dłużej kwitnących.
      Chociaż ogród uczy nas jednak innego rytmu, prawda? Pozwala zatrzymać się nad ulotną chwilą.
      Dziękuję za pochwały, Marto!

      Usuń
  14. Mój stosunek do zmian już poznałaś :) ale po przeczytaniu twojego posta, mam jeszcze więcej przemyśleń. Tyle, że zaczynam się zastanawiać nad pociągnięciem tego wątku dalej, w kolejnym poście. Przez całą jesień myślałam o tym, jak fajnie podglądać ten proces przechodzenia z bujnego lata, w uśpioną zimę, a twój post uzmysłowił mi, że powinniśmy być wdzięczni za mieszkanie na tym skrawku planety, gdzie zmieniają się pory roku.
    Bardzo mi się spodobało, jak napisałaś, że coś może być fajne, ale nie twoje. Potrafisz docenić, ale swoje wiesz :) i to jest super.
    I bardzo przemawia do mnie twój stosunek do nowości. Warto podpatrzeć, wykorzystać jeśli poprawi, lub uzupełni to, co już mamy, ale bez przesady. Ogród to projekt na lata, więc trzeba mu dać trochę spokoju i wytchnienia, żeby zaczął żyć swoim życiem i podlegał takim zmianom, jakie są dla niego naturalne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo podobał mi się Twój artykuł, zresztą widziałaś, że się do niego odwoływałam. Chyba w tej akcji chodzi o to m.in., żeby się nawzajem skłonić do refleksji, a dzięki temu nasze ogrody będą piękniejsze, a my szczęśliwsze.
      Myślę, że w ogrodzie, jak we wszystkim, musi być zachowana równowaga. Masz rację, że ogród to projekt na lata. Zmiany są konieczne, ale trzeba pozwolić dojrzeć ogrodowi, a nie stale przerywać procesy i zmieniać. Ale chyba w dzisiejszych czasach rzadko działamy z myślą o długiej perspektywie.

      Usuń
  15. Ja nie chcę być ciągle niezadowolona z mojego ogrodu. Ten tekst to diagnoza mojej frustracji ogrodowej. Chcę się cieszyć, że jest pięknie w moim ogrodzie, a ciągle to jeden wielki chaos. "Dlatego wolę dobry plan na początek" - ten cytat to recepta na moje zniechęcenie. Próbowałam zwrócić się do profesjonalistów - niestety ceny projektów były i są poza moim zasięgiem. Kupiłam książki, przeglądam Internet, czytam blogi i co - jestem dobra w teorii a efektów w ogrodzie brak. Jak to zrobić, by spojrzeć na ogród i wiedzieć czego się chce? Ja moje 20 arów próbuję przerobić na ogród już (dopiero?) 3 lata i ciągle to tylko trawa i jakieś krzaki ciągle nie tam gdzie trzeba. Podziwiam Pani konsekwencje i profesjonalizm i dziękuję za ten tekst, bo ja też tak chcę.
    Pozdrawiam
    Elżbieta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę zajrzeć do posta "Styl ogrodu (Poszukiwanie stylu)" w dziale "Historia mojego ogrodu". Pisałam tam dokładnie, to, co Pani teraz.
      Na projektanta nie było mnie stać, a sama planu na początku nie miałam, ba, nawet nie miałam świadomości, że mógłby mi pomóc. Więc z ogólnym celem p.t. Ma być pięknie, robiłam błąd za błędem (temu też poświęciłam dwa oddzielne teksty).
      Kiedy już znalazłam wizję swojego ogrodu i miałam jakiś plan, okazało się, że nie tak łatwo przychodzi mi go realizować. Ogród tworzę jakieś 12 lat i ciągle jeszcze czuję ten dysonans, co Pani - wiem już sporo, a efekt ciągle nie taki.
      3 lata to krótko, muszę Panią uspokoić. Zarówno błędne, jak najlepsze posunięcia, potrzebują zwykle czasu, żeby pokazać efekty.
      Mnie bardzo pomogło i pomaga ciągłe zadawanie sobie pytań (kiedy patrzę na zdjęcia, cudze ogrody i swój) - co mi się tu (nie)podoba? Dlaczego? Bo za pstrokato... bo lubię takie kształty... bo proporcje...
      No i czas - trzeba widzieć naprzód (jak powiększy się ten krzew), co sprawia zwykle trudności, oraz dać czas na dojrzewanie, być cierpliwym.
      Życzę powodzenia! Przy takim zaangażowaniu ogród na pewno będzie piękniał.
      I proszę zaglądać, chętnie dzielę się doświadczeniami.

      Usuń
    2. Elu, żeby zrobić dobry plan ogrodu potrzebne jest najpierw podejście projektanta (tj.: myślenie w kategoriach funkcji, brył, plam, proporcji, perspektywy) a dopiero potem ogrodnika (tj.: gleby, warunków, itd.). Jeśli znasz angielski, to ten blog jest skarbnicą wiedzy:
      https://notanothergardeningblog.com/
      Wiele lat temu John Brookes wydał książkę pt.: "projektowanie ogrodów", która do tej pory jest właściwie jedyną moją pozycją ogrodniczą w bibliotece - bardzo polecam:D

      Usuń
    3. Książkę mam w swojej bibliotece, bardzo przydatna, potwierdzam. Muszę przygotować jej recenzję i zachęcić do lektury.

      Usuń
  16. Wszystko na tak -dokładnie tak....Nic dodać nic ująć - bardzo dobry tekst. Gratuluję.
    To takie dziwne - to co jest obiektem pożądania jednych - innym jest dane ot tak, bez wysiłku - mam tu na myśli zawilce - rosną u mnie po prostu na kamieniu ( a raczej na piasku) i kwitną - w tym roku zebrałam trochę nasion , zobaczę czy skiełkują.
    Pozdrawiam
    Donia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, cieszę się, że tekst się udał.
      Jak Pani zazdroszczę powodzenia z zawilcami..! To moje ukochane kwiaty. Czy to są zawilce tomentosa (te są podobne mniej wybredne i bardziej odporne na mróz) czy jakieś hybridy? Sporo ostatnio posadziłam tych pajęczynowatych, może i u mnie się rozszaleją, oby.

      Usuń
    2. Zawilce dostałam od mojej mamy , o ona od kogoś tam i nie mam pojęcia jaka to odmiana - kwiaty mają delikatny bladoróżowy kolor, niektóre są prawie białe.Jeśli wysieją się obficie na wiosnę to przyślę Pani parę siewek ( razem z tą obiecaną laurowiśnią. Kompletnie nie rozumiem dlaczego Megi uważa , że laurowiśnie są nudne - ja myślę ,że są piękne , ślicznie kwitną i pachną... Pozdrawiam

      Usuń
    3. To mogą być zawilce tomentosa, pasują do opisu. Jeśli będzie Pani szczęśliwą właścicielką nadmiaru siewek - przyjmę je z radością! Dziękuję za propozycję.

      Usuń
  17. Z przyjemnością przeczytałam Twoje dzisiejsze rozważania, bo w wielu kwestiach jesteśmy zgodne - bardzo sobie cenię życie w naszym klimacie z tyloma pięknymi i różnorodnymi porami roku, każda ma swój urok; najbardziej lubię pielęgnowanie roślin, a nie cierpię sadzić i przesadzać. Ale różnimy się też znacznie - najgorszą dla mnie rzeczą jest wymyślanie, łamanie sobie głowy, co z czym, bo nigdy nie jestem zadowolona :( Dlatego podziwiam u innych, a także u Ciebie tę umiejętność tworzenia malowniczych obrazów z roślin. Na dzisiejszych zdjęciach urzekł mnie tajemniczy zakątek z hostą przy murku, rabata środkowa wiosną - harmonijnie skomponowana i przepięknie opływowa :), a także pomysł na głowy czosnku w turzycy - super! Pozdrawiam serdecznie :0

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, cieszę się, że dobrze Ci się czytało. Wiesz, jestem nawet zaskoczona, że tyle osób ma podobne odczucia, myślałam, że tylko ja nie lubię ciągłego zmieniania.
      Zakątek przy murku, to tyły Rabaty pod Lipą, już od strony lasu. A kształty u mnie wszystkie są opływowe.
      Czosnek będę dosadzać w tym układzie przy wszystkich rozplenicach, sprawdziło się. Miło, że Ci się podoba!

      Usuń
  18. Ogród nauczył mnie już swojej zmienności. To żywy organizm, który wciąż się zmienia. A że lubię swój ogród, to muszę akceptować także tę jego zmienność. ;) Na dodatek pogoda może jeszcze pogłębić tę cechę. Na przykład w tym tygodniu mokry śnieg wyrwał z korzeniami iglaka rosnącego na przydomowej skarpie. Jego ciężar przechylił kilkunastoletnią roślinę niemal na moich oczach. Zobaczyłam tylko, jak stu kilowy okaz wali się na ziemię i jak korzenie wychodzą z ziemi. Cóż, znów czeka mnie remont w ogrodzie. A już myślałam, że mam to za sobą. ;) Jak widzisz, zmiany, zmiany, zmiany. Trzeba je polubić, bo one są nieodzownym elementem życia. :) Pozdrawiam Cię ciepło Tamaryszko. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie także ogród to wielki nauczyciel i lubię lekcje, których udziela, nawet jeśli bywają trudne.
      Przykro czytać, jak czasem kruche jest życie dorosłej rośliny, niestety, mokry śnieg jest niszczycielski, u mnie co rok też powoduje straty.
      Pozdrawiam i ja!

      Usuń
  19. Nie ma ogrodu bez zmian, bo ogród sam w sobie jest zmiennością. W ogrodzie znajdziemy życie, a to co żyje, zmienia się. Rośliny kiełkują, wzrastają, kwitną, a i kiedyś zamierają... Tak samo ludzie: rodzą się, rosną, starzeją się, umierają. Ciągle zmieniają zdanie. Zmiany są dla nas czymś naturalnym, czymś, czego nie da się uniknąć. Nawet, jeśli tego nie lubimy.
    Osobiście nie lubię zmian w ogrodzie. Tj. zmian w stylu przesadzanie, dosadzanie, sezonowe nasadzenia. Oczywiście, przesadzam i dosadzam, kiedy coś mi przeszkadza, albo gdy czuję, że to, co zrobię, będzie dużo lepsze od tego, co jest. Takie sytuacje nie są już u mnie na szczęście częste. Też nie lubię gonić za modami i nie robię tego. Tak się składa, że mam dużo modnych roślin, ale gdyby moda się zmieniła - nie przejąłbym się tym. Zresztą, dużą część tych roślin sadziłem, zanim jeszcze ktokolwiek uważał je za modne, jeszcze wtedy, gdy gościły tylko na łące, w lesie, albo w ogródku na wsi.
    Przyznam się, że ściany w domu mam szare, ale to dlatego, że kolor ten dodaje mu przestrzeni i światła, które zabierają drzewa z ogrodu. Nie ubieram się modnie, tylko w to, co mi się podoba, nieważne, co ktoś o mnie pomyśli. Tak samo jak i lubię kwiaty, kolory, faktury, wzory i wszelkie plastyczne zajęcia - robienie dekoracji, malowanie, urządzanie wnętrz, uprawianie ogrodu, gotowanie. Wiele osób uzna to za niemodne i niemęskie, ale dla mnie nie jest to ważne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba w ogóle wszystko jest w permanentnym procesie zmiany. Tylko ludzie usiłują tego nie dostrzegać. Zgadzam się z Tobą całkowicie i mam podobne nastawienie.
      Chociaż nie jestem tak wolna od opinii innych ludzi, niestety.

      Usuń