poniedziałek, 4 stycznia 2016

JAK W ZASADZIE NAZYWA SIĘ STYCZEŃ?

Bo możemy znaleźć różne historyczne nazwy dla tego okresu!
A jeśli uznamy imię „styczeń” za właściwe, to skąd tak naprawdę wzięło się to dziwne słowo?

Są trzy teorie pochodzenia.
Za najbardziej prawdopodobną uznaje się tę, wiążącą nazwę z prasłowem „sieczeń”, oznaczającym okres zimowy w tych zamierzchłych czasach (za A. Brucknerem). Bo zima to był czas sieczenia, czyli wyrębu drzew.
Inna koncepcja wskazuje na związek ze słowem „tyka” – ponieważ był to okres wycinania i przygotowywania tyk, wykorzystywanych potem w gospodarstwie np. do uprawy chmielu. Dlatego w dawnych źródłach znajdujemy nazwę „tyczeń”.

Spotkać też można wersję wywodzącą aktualną nazwę miesiąca od czasownika „stykać się”, ponieważ jest to czas, kiedy stary rok styka się z nowym.

Ten brak ścisłości i zamieszanie z nazwami miesięcy w naszym kalendarzu wynika z tego, że Słowianie nie dzielili roku na miesiące, nazwy okresów wiązały się z zajęciami gospodarskimi czy zmianami w przyrodzie. Stosowany dziś kalendarz wprowadzony został dopiero przez kościół po przyjęciu chrześcijaństwa i wtedy dawne i nowe nazwy nakładano na siebie dość swobodnie.

styczniowy strumień
 
Można więc w styczniu ciąć drzewa, szykować tyczki... jak widać, nie jest to miesiąc bezczynności gospodarskiej.
Przypominany niedawno Karel Capek zwraca jednak uwagę, że „w styczniu ogrodnik przede wszystkim uprawia pogodę. Z pogodą dzieją się bowiem z reguły dziwne rzeczy; nigdy nie jest ona w porządku.
Skoro ludzie, których to bezpośrednio nie dotyczy, mają tyle powodów, by narzekać na pogodę, cóż dopiero może mówić ogrodnik! Jeśli napada mało śniegu, mruczy ze słusznym rozgoryczeniem, że się to psu na budę nie zda; jeśli go napada dużo, wyraża poważna obawę, że mu połamie świerki i krzewy. Jeśli nie ma śniegu, biadoli nad zgubnymi przymrozkami (…). Kiedy ziemia twardnieje i wysycha na kamień, dzień za dniem i noc za nocą coraz głębiej: ogrodnik myśli o swoich korzonkach, które zamarzają w gruncie martwe i twarde jak skała, (…) o zamarzających pąkach, w które na jesieni roślina zamknęła całe swoje bogactwo.”
 
Niestety, chyba teraz mamy do czynienia z taką sytuacją...

Wszystko skute mrozem...
 
„A przecież nie byłoby trudno zadowolić [ogrodnika]: wystarczyłoby mu, gdyby od pierwszego do ostatniego dnia stycznia było po prostu stale dziewięć dziesiątych stopnia poniżej zera, sto dwadzieścia milimetrów śniegu (lekkiego i w miarę możliwości świeżego), aby było przeważnie pochmurno, wiatry żadne albo umiarkowane z kierunku zachodniego, wtedy wszystko byłoby w porządku. Ale to jest tak: o nas, ogrodników, nikt się nie troszczy i nikt nas nie pyta, co być powinno. Dlatego ten świat wygląda tak, jak wygląda.”
 
Buro i ponuro nad strumykiem...
 
Tyle cytatu z "Roku ogrodnika", mam nadzieję, że wywołały uśmiech na Waszych twarzach, mimo mrozu i braku śniegu za oknem. Bo przecież gdyby było biało, świat wyglądałby pięknie.
 
Co robię zimą pisałam (wydaje się, że tak niedawno...), dziś dodam tylko, że otrzymałam już przesyłkę z niektórymi preparatami na nowy sezon – np. mam już 2 kg Rosahumusu. A w najbliższych dniach zamawiam nieprzyzwoitą ilość obornika granulowanego, chcę to załatwić jeszcze przed wyjazdem na narty – może będzie wczesna wiosna..? A wtedy przecież absolutnie nie będę miała czasu na załatwianie takich rzeczy!
I zobowiązuję się jutro wyczyścić wszystkie narzędzia ogrodnicze.
 
Swoją drogą, dlaczego człowiek myśli, że przez takie działania przyspieszy bieg czasu..?
Pozdrawiam szczególnie ciepło wszystkich szykujących się do nowego sezonu!

kamienny mostek
 

10 komentarzy:

  1. Co prawda to prawda, każdy ogrodnik zawsze mruczy pod nosem, a to że za ciepło, a to, że za zimno, a to za mało śniegu, a to za dużo. No nie dogodzisz :)
    Co do nazwy to spotkałam się z etymologią słowa związaną ze "stykaniem się" miesięcy o pozostałych dowiaduję się od Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie się czyta Capka, bo odnajdujemy siebie w opisywanych sytuacjach. Celne obserwacje i pisane z humorem.
      O nazwach miesięcy czytałam w słowniku etymologicznym Brucknera i w różnych źródłach w necie.

      Usuń
  2. Witaj Tamaryszku w nowym roku.
    Bardzo mi się podoba ten post, taki prawdziwy i z uśmiechem!
    Ja teraz nic nie robię, tylko siedze i marzę o nowym wiosennym sezonie, o kwitnących u mnie kwiatach, o przegonieniu bobra z posesji, przeglądam zdjęcia... Przypomniałaś mi, że mam niewyczyszczone narzędzia! Ale ja nie znoszę zimy i zimna, wyjdę wyczyscić gdy będzie cieplej:)
    Niestety co do czyszczenia i sprzątania narzędzi to u mnie jest na bakier. Najczęściej nie wiem gdzie zostawiam, chodzę po posesji i szukam. Łopaty pomalowane odblaskową farbą (trzonki), a nie widać gdzie są:))) Powstałaby bardzo śmieszna opowieść na ten temat. Znów piszę zbyt dużo. Pozdrawiam serdecznie i dobrej zabawy na nartach. Chociaż może jeszcze nie wyjeżdżasz?
    Pa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Pawanno! Pisz dużo, ja lubię i pisać i czytać.
      Zimą odrabiam wszelkie zaległości z minionego sezonu nie związane z ogrodnictwem. Ale dużo też planuję nowy sezon, np. mam już prawie kompletne listy roślin, które chcę kupić.
      Chyba wielu ogrodników gubi narzędzia, kilka razy swoje znajdowałam w kompoście. A fartucha z kieszeniami na narzędzia ciągle zapominam zakładać. Pewnie z czasem będzie jeszcze gorzej...
      Na narty jadę w końcu stycznia i bardzo liczę na dobrą zabawę!

      Usuń
  3. Jakich to ciekawostek człowiek dowiaduje się na blogu ogrodniczym! Super post! Ja często tak mam, że zastanawiam się skąd pochodzą różne nazwy, ale jakoś nie pamiętam żebym nad styczniem się zastanawiała, a to bardzo ciekawe się okazuje. Udanego szusowania!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, Leo! Mnie też zawsze intryguje pochodzenie słów, kiedyś z tego powodu dostałam w prezencie od dzieci słownik Aleksandra Brucknera, to taka stara szkoła. Brak czasu na zgłębianie tematu, a z pewnością warto. To jedna z dróg poznawania historii i kultury.

      Usuń
  4. Piękny strumyk, nawet taki golutki świetnie się prezentuje. Izo a na co stosujesz ten Rosahumus , takie ilości?. To jest do poprawiania gleby?. Nie za bardzo się orientuję, pod wszystko dajesz?.
    Dorota DTJ1

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rosahumusem nie da się przenawozić, można podlewać nawet stale. Zasadniczo polecają go stosować wczesną wiosną, na przełomie V i VI oraz w październiku. Ja zwykle stosuje raz w roku, bo jest drogi i jest to dość kłopotliwe podlać cały ogród konewką.
      Wiesz, że mam beznadziejna glebę i robię wszystko, żeby ją poprawić, a to jest naturalny ulepszacz gleby. To są po prostu kryształki leonardytów, które zawierają kwasy humusowe (składniki próchnicy).
      Daje się 100g na 10lwody, co starcza na 150-200 m2. Tak więc, żeby podlać całą uprawianą działkę potrzebuję 1kg. W tym roku chcę podlać 2x.
      Można dać pod jedną roślinę (ok. 200ml roztworu) albo podlać trawnik. Ja podlewam tylko rabaty, na trawnik mi szkoda.(poza jedną, gdzie jest dobra ziemia). Oczywiście, obornik itp. daję też, u mnie nigdy tego nie będzie za dużo.

      Usuń
  5. Szczerze mówiąc nigdy nawet nie zastanawiałem się nad pochodzeniem nazw miesięcy. Dzięki za ciekawą rozkminę, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń