Piszę tak z dwóch powodów.
Po pierwsze, jestem zwolenniczką chyba mało popularnego obecnie umiaru, nie tylko w ogrodzie. Fakt, że nie jest u nas ani za gorąco ani za zimno, bardzo mi pasuje. Gorące lato na południu Europy jest dla mnie okropne.
Ale przede wszystkim wspaniała jest zmienność polskiego klimatu.
Możemy spierać się, czy mamy cztery podstawowe pory roku czy więcej, dołączając te przejściowe, jak przedwiośnie. Ważne, że ciągle jest inaczej, że co dwa miesiące mamy inny ogród. Kompletnie inny!
Czy to nie jest cudowne?
Taka sytuacja jest jednak pewnym wyzwaniem dla ogrodnika, samodzielnie tworzącego swój ogród. Bo nie wystarczy urządzić ogrodu jak mieszkania, które po prostu jest ładne raz na zawsze. Mamy skłonność np. wybierać rośliny według ich spektakularnej urody w okresie kwitnienia. A przecież ono trwa często bardzo krótko, 2-3 tygodnie, a nawet mniej. Długo kwitnące jednoroczne są zwykle tylko dodatkiem.
Trzeba więc pamiętać, żeby sadzić takie rośliny, które zapewnią mu urodę przez cały rok.
To niby takie oczywiste, ale przez długi czas mój ogród był kompletnie beznadziejny wiosną. Nie miałam żadnych roślin kwitnących o tej porze roku, było buro i ponuro aż do lata. Zaniedbałam zupełnie w swoich planach tę porę roku.
Druga ważna kwestia, to obumieranie roślin z nadejściem późnej jesieni. Lekceważąc ten fakt, narażamy się na patrzenie z okna przez 5 miesięcy na smutne, szare pole, no, może otoczone żywopłotem z żywotników. To na pewno jest duży problem dla miłośników ogrodów bylinowych, tak cudownych latem.
Trafiły do mnie rady fachowców, że najlepsze w naszym klimacie jest posadzenie w ogrodzie ok. 60-70 % roślin zimozielonych (iglastych czy liściastych) i stworzenie na ich bazie rabat mieszanych. Tak się staram robić.
Piet Oudolf, słynny współczesny projektant ogrodów, powiedział, że zima to prawdziwy test dla ogrodu, kiedy można stwierdzić, czy jest dobrze zaprojektowany. Struktura ogrodu jak na dłoni... Naga prawda. No, szczerze mówiąc, wyglądając przez swoje okna mam widok daleki od ideału... Ale pocieszam się, że świadomość słabych stron to pierwszy krok do poprawy, prawda?
To Kącik pod Lipą. O tej porze roku bardzo wyraźnie widać jego plan i konstrukcję.
Zima pokazuje całkiem nowy ogród. To mistrzyni kształtów i form. Czasem myślę, że ogród nabiera szlachetnej prostoty. Staje się graficzny. Prawie czarno- biały.
Ale są też odcieni szarości, a także zupełnie jaskrawe barwy.
Warto pozostawić uschnięte byliny. Tak ładnie wyglądają na tle śniegu
Kiedy spadnie dużo śniegu i gałęzie sosen są nim oblepione, otulają ogród, pochylają się nad nim, zbliżają do domu... Ogród wydaje się mniejszy. Nawet niedostatki są ukryte.
Panuje szczególna cisza, nieruchoma. Uwielbiam taki czas.
Iza, dopiero dzisiaj przeczytałam ten post i bardzo się cieszę, bo okazuje się, że doszłam do podobnego wniosku na temat zimy, choć dojrzewałam do niego zapewne dłużej niż Ty ;-)
OdpowiedzUsuńW Twoim leśnym ogrodzie taka proporcja zimozielonych - 70% - do reszty roślin wydaje się słusznym założeniem, w zasadzie logiczną kontynuacją otoczenia. U siebie mam z tym pewien problem, bo z braku dużych drzew na działce zaczynam dopiero sadzić i staram się te proporcje niejako układać od zera. Posadziłam sporo iglaków, ale nie chciałabym, żeby ogród był zbyt "ciężki" jeśli wiesz co mam na myśli. Właściwe proporcje wydają się kluczowe, ale mam z tym pewien problem bo krajobraz zastany to black canvas...
Zdecydowanie wiem, co masz na myśli! Ale odkryłam to dopiero po pewnym czasie, kiedy iglaki się rozrosły i zaczęły przytłaczać miejsca wokół. Powiem Ci, że sporo jałowców usunęłam, wyglądały brzydko. Warto uchwycić moment ich optymalnych dla miejsca rozmiarów i nie puszczać ich dalej. Ty masz taka szansę! Ja ocknęłam się za późno i trudniej mi to ogarnąć.
UsuńMyślę, że ta proporcja 60-70% jest dobra - ale nie w momencie sadzenia - trzeba sobie wyobrazić, jak to będzie wyglądało za 5-10 lat, bo o ten obraz ogrodu chodzi. Nie jest to łatwe i rozumiem Twój problem.