czwartek, 25 czerwca 2015

MOJE PSY

Kocham zwierzęta. Uważam, że mają takie samo prawo do życia, jak ludzie, Uważam je za pełnoprawne istoty. Wstyd mi, że człowiek w swoim egoizmie i zadufaniu traktuje je przedmiotowo, w tak okrutny sposób. Zawsze z pozycji siły. Staram się tego nie robić.
 
Jeśli podzielić ludzi pod względem szczególnej sympatii do zwierzaków, ja należę całym sercem do psiarzy!
Jako dziecko (pewnie jak każde) marzyłam o psie i nigdy go nie miałam. Kiedy tylko przeprowadziłam się do własnego mieszkania – kupiłam psa. I od tej pory psy towarzyszą mi zawsze. I jest to wspaniała przygoda!
 
Moja pierwsza sunia przyszła z nami z bloku do ogrodu, wiele lat temu. To Fanta:
 
Miłośnik tych zwierząt i ogrodnik często jest w konflikcie. Co bywa szczególnie trudne, zważywszy, że jest to jedna osoba...
No bo z jednej strony delikatne, wychuchane kwiatuszki, wypielęgnowany trawnik, a z drugiej strony - żywiołowa istota, często o sporej masie, która i pobiegać i pokopać sobie lubi... i jeszcze siknie sobie tu i ówdzie.
 
Emi i Wiśnia (Emilia  i pan Wiśniowiecki)
 
Zawsze miałam duże psy, często dwa naraz.
Jakoś w sposób naturalny koegzystowały z ogrodem, a moja sympatia do nich i miłość do ogrodu się „nie gryzły”. Jest dla mnie oczywiste, że te dwie miłości muszą się pogodzić.
 
Psy nie mają wydzielonego wybiegu, nie są przywiązywane, mogą chodzić swobodnie.
Śpią w domu i prawie zawsze przebywają w domu, kiedy i ja tam jestem (mimo otwartych szeroko drzwi). Kiedy zostają same – to w domu. Nie mają wiele okazji robić szkód z nudów. Kiedy jestem, zawsze „mam na nie oko”.
 
Oczywiście, straty były i są. Np. jest takie miejsce pod dużym iglakiem we frontowym ogródku, gdzie kopały wielkie doły. Bałam się o system korzeniowy i życie tego jałowca. Ja zasypywałam, a one wkrótce kopały ponownie.
Myślałam o tym, żeby ułożyć tam kamienie. Ale uznałam, że lepiej „bawić się w kopanie i zasypywanie” w tym jednym miejscu niż narażać inne, może bardziej wrażliwe miejsca, na takie ekscesy.
 
Zwykle miałam suki. W zależności od płci psa, sikanie niszczy albo trawnik albo krzewy czy kwiaty. Ja miałam plamy na trawniku – żółtawe placki, otoczone mocno zieloną obwódką trawy.
Wiem, można je wycinać, dosiewać lub t.p. Ale mi się nie chciało. Według mnie, nie wyglądało to tak źle.
 
Życie ogrodu to także takie elementy, jak dziurki wygryzione w liściach przez robaczki, taka plama na trawie, czy kopczyk kreta (byle nie za dużo..!).
Z pewnością, ze względu na rozmiar ogrodu i istniejącą część leśną, dziką, mam lepiej niż posiadacze niewielkich ogrodów. Zawsze te „ozdoby” mają się gdzie rozłożyć.
Z drugiej strony zapewne właściciele małych ogrodów częściej mają małe psy.
 
Teraz po raz pierwszy mam psa i to dużego (waży tyle, co ja). Obsikuje iglaki, zwłaszcza przy ogrodzeniu, co, naturalnie, nie wychodzi im na dobre. Żółkną na dole. I trudno. Planuję „wygolić” te pionowe w dolnej części, a pieńkowi nic nie zaszkodzi. Ale chyba większe szkody w tej kwestii robią mi koty, przychodzące od sąsiadów.
 
Wiśnia, aktualny mój towarzysz:
 
Dodam jeszcze ważną dla ogrodu rzecz -  zawsze psy są wyprowadzane na spacer poza teren ogrodu minimum dwa razy dziennie, a zwykle trzy.
Zwykle „grubsze potrzeby” nauczyły się załatwiać na zewnątrz, ale jeśli nie – to zawsze załatwiały się na obrzeżach ogrodu, nigdy na trawniku w centralnej jego części. I nigdy nie były tego jakoś specjalnie uczone. Po prostu się przyzwyczajają.
 
Bieganie. Kiedy pies (albo dwa...) pędzi z jednego końca ogrodu do ogrodzenia, bo akurat coś tam się dzieje i jeśli to odbywa się wiele razy dziennie, wiadomo, że na trasie wydeptuje się ścieżka.
Na trawniku tego nie ma, ale w wąskich przejściach – zawsze.
Pogodziłam się z tym, szczególnie, że są to małe kawałki.
 
Jedno tylko zrobiłam – wzdłuż ogrodzenia psy wydeptały prawie rów, w czasie złej pogody z błotem, które potem wnosiły do domu. Więc położyłam tam ścieżkę ze starej cegły (stosowanej też w małej architekturze w innych częściach ogrodu), po prostu ułożyłam na piasku cegły. I mam spokój.
 
 
Młode psy ganiają się (zawsze wokół rabat) i baraszkują na trawie (zawsze w centralnej części ogrodu), ale nie powoduje to żadnych szkód. Może ze względu na wielkość ogrodu.

Nigdy w zasadzie nie wchodzą na rabaty. I tego je uczyłam. Każdy opanował te reguły bardzo szybko.
No, chyba, że akurat zobaczą tam kota sąsiadów...
 
Znajka
 
Tak więc mimo posiadania psów dużych, nigdy nie miałam problemów ze zniszczonymi roślinami.
 
Z jednym wyjątkiem – warzywnik leży na trasie sprintu do ogrodzenia. Kiedy są tam zasiewy i malutkie roślinki, rozpędzone psy nie zauważały ich w amoku i przeleciały parę razy przez moją grządeczkę. Więc zmuszona byłam zrobić niski płotek wokół (na razie, niestety, prowizoryczny).
 
Mój ogród przeżył 3 duże suki i psa. Tylko jedna była rasowa, reszta to kundle, przygarnięte w wieku dorosłym, także ze schroniska. Piszę to dlatego, żeby pokazać, że nie ma to znaczenia dla ogrodu.
 
Zdaję sobie sprawę, że nie ma reguły w tych sprawach, ale moje doświadczenia pokazują, że nie trzeba się tego bać albo zakładać od razu „elektrycznych pastuchów” czy stawiać ogrodzeń.
Niech to będzie ostateczność.
 

8 komentarzy:

  1. Podpisuje się dwiema rękoma i nogami. Co prawda mam jednego labradorka...e Sara. Moja ma już 11 lat. Ma dużą, specjalnie przygotowana (ocieploną z każdej strony) budę. W mrozy i kiedy tego potrzebuje zabieram ją do domu i nie robię z tego tragedii.Coraz więcej czasu potrzeba jej chyba z nami i o tej porze roku też potrafi skorzystać z dobrego serca - szczególnie mojego aby zostać w domu. W ogrodzie raczej nie mam z nią problemów. Co prawda z nornicami nie chciała się dzielić terenem - skutecznie je tępiła, to mi jednak nie przeszkadzało. Doły czasami kopie, upodobała sobie jednego iglaka. Położyłam kamienie ale szybko poszłam po rozum do głowy i je zabrała. Robiła sobie legowisko aby mieć cień no to co jej mam żałować. Bez wątpienia nie opuszcza nas jak jesteśmy w ogrodzie i jeśli ma wybór, jesteśmy oboje to zawsze jest pierwszy mój mąż i jego pilnuje:))). Pan karmi i częściej się bawi. Nigdy nie miała nawet ubranej obroży nie wie co to znaczy dlatego na szczepienie jeździ tylko z mężem. W swojej zagrodzie jest tylko jeśli przyjedzie ktoś kto się boi psów. Próbuje sobie przypomnieć jakie szkody narobiła..... obgryzła szczepiona różę w donicy i jednego szczepionego modrzewia (wtedy była jeszcze młodziutkim psem) nie przypominam sobie nic więcej. Uwielbia dzieci, jest do nich bardzo delikatna. Jak Mikołaj uskutecznia budowle w piaskownicy zawsze jest przy nim.
    pozdrawiam serdecznie

    PS Twoje są śliczne - ja psiara z cała pewnością:))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój Wiśnia też już stary. Szkoda, że nigdy nie zajmował się nornicami... Robią, łobuzy, szkody!
      Cieszę się, że masz podobne doświadczenia, jak ja, niech rozwieją się obawy wahających się co do psa w ogrodzie!
      Jeśli mnie odwiedza ktoś bojący się psów, przypinam swojego na długiej smyczy gdzieś z boku. Nawet w salonie mam hak, żeby nie zamykać psa samego na dłużej (bo na chwilę, oczywiście, się zdarza).

      Usuń
  2. Ha ! U nas jest podobnie; potwory latają wszędzie :) I ogród faktycznie nie cierpi tak strasznie ;) W wiosce myślą, że jesteśmy stuknięci, bo psy sypiają w domu. Niestety jest też trochę oszołomów którzy krzywdzą zwierzaki - ostatnio Akrylowi ktoś przez ogrodzenie gazem pieprzowym psiknął w oczy. Nie jest agresywny i jakoś nie mogę sobie tego wytłumaczyć.
    No ale twoje psiaki cudne !! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, tak... Choćby nawet Akryl był agresywny, jeśli jest za ogrodzeniem - jak można psiknąć psu w oczy gazem, jeśli jest na swojej posesji??
      Ja nie mam tylu psów - pokazałam w artykule wszystkie psy, które z nami tu mieszkały. Niestety, psi towarzysze odchodzą. Teraz został sam Wiśnia.
      Wszystkie były członkami rodziny. Mąż przekonał się, że te ze schroniska są tak samo fajne.

      Usuń
  3. Cudowne psiaki !!! Miło czytać tak sympatyczny wpis o psach w ogrodzie, wpis w którym "czuć" ogromną sympatię do tych stworzeń. Niestety często ludzie, którzy zakładają ogród zaczynają traktować zwierzęta jako nieproszonych gości w przestrzeni ogrodu. Uwielbiam psy i w moim ogrodzie także baraszkuje jeden - wymarzony, ukochany i rozpieszczony owczarek niemiecki. Muszę przyznać, że od szczenięcych lat, aż po dziś (a ma już 11 lat) nie wyrządził w ogrodzie żadnej szkody, zresztą także nigdy nie zdarzyło mu się buszować po rabatach :) Psy to bardzo mądre stworzenia pod warunkiem, że mają u swojego boku równie mądrych przewodników :) Pozdrawiam cieplutko !!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, Ines, że jeśli ktoś naprawdę traktuje psa jak przyjaciela, zakładając ogród nie zmieni swego stosunku do zwierzaka. Ale mam nadzieję, że ewentualne wątpliwości się rozwieją po przeczytaniu o doświadczeniach ogrodników z psami.
      Dzięki za opinię!

      Usuń
  4. No i znowu mądre wywody. Jakbym czytała swoje myśli w głowie. Uwielbiam swoje psiaki, wiosną bardzo się martwiłam co będzie z moim ogrodem, że wszystko mi rozniosą/mam2 roczne kundle, jeden mały, drugi wielgachny i silny, pędzi jak koń i jednego staruszka 15 letniego, ale ten jest grzeczny/. Ale o dziwo nie jest źle, psy są dla mnie tak samo ważne jak ogród. Okazują taką miłość i przywiązanie...W pełni się ze wszystkim zgadzam co piszesz Tamaryszku. Gorąco pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. To chyba jest istotą sprawy - po prostu dwie ważne sprawy muszą się zgodnie ułożyć. Kompromisy są niezbędne. Tak jak we współżyciu dwojga ludzi.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń