Nie jest to poradnik, jak można by sądzić po tytule. To ciepła i zabawna opowiastka, poświęcona tak zadziwiającemu zjawisku, jakim jest ogrodnik.
Mimo, że Capek napisał ją tak dawno, nie straciła na aktualności i nadal wywołuje uśmiech.
Od razu na wstępie autor wyjaśnia genezę zjawiska.
„Wbrew pozorom ogrodnik nie wyrasta z nasienia, kłącza, bulwy ani też z sadzonki, ale z doświadczeń, środowiska, warunków naturalnych.”To jedno z częściej cytowanych zdań tej książki. Pewnie wielu z Was je zna. Ja niezmiennie jednak uśmiecham się, czytając ten tekst, mimo że robiłam to już wielokrotnie.
Pomyślałam sobie, że ta pogodna lektura warta jest przypomnienia w okresie przedświątecznym.
Tak więc Capek opisuje bolesny czasami proces narodzin ogrodnika, a w jego tekście możemy przeglądać się, jak w zwierciadle.
Bo na przykład jeden ogrodnik „powstaje na zasadzie zarazy przyniesionej od sąsiadów: widząc np. że u sąsiada kwitnie smółka, powiada sobie: do licha, a dlaczego nie mogłaby kwitnąć także u mnie? A jak bym wyglądał, gdyby moja smółka nie była lepsza!”
Jeśli ktoś jest odporny na takie zarazki, może „pewnego dnia zdarzy się, iż własnoręcznie zasadzi jeden kwiatek .(...) Przy tym na skutek jakiegoś zadrapania (…) przenika mu do ciała trochę ziemi powodując (…) zapalenie; krótko mówiąc, stanie się zapalonym ogrodnikiem.”Autor konstatuje naturalnie, że z czasem to zapalenie się rozwija w „namiętność specjalistyczną, która z człowieka do tej pory przytomnego czyni hodowcę róż, georginii albo innego rodzaju egzaltowanego maniaka.
Niektórzy zaś popadają w manię artystyczną i ustawicznie przerabiają i przestawiają swój ogródek, komponują kolory, przegrupowują.” (to chyba moja przypadłość...)„Istnieją jednak zapaleńcy jeszcze bardziej zapaleni, którzy poświęcają swoje życie jednemu tylko gatunkowi, ale ten chcą mieć we wszystkich do tej pory wyhodowanych i sklasyfikowanych odmianach.”
„Gdyby można było zawrzeć pakt z diabłem, który by spełniał każde życzenie ogrodnika, ogrodnik zaprzedałby mu swą duszę; ale ten biedak diabeł strasznie drogo by za tę duszę zapłacił.” Bo „są tacy zapaleńcy, którzy pragną mieć w swym ogródku wszystko.”
Na pociechę powiem, że inną grupę zielono zakręconych Capek otwarcie nazywa sekciarzami. Oczywiście, nie jest gołosłowny, dokładnie uzasadnia swoje opinie, ale przyjemność poznania tych wyjaśnień zostawię już Waszej samodzielnej lekturze książki.
Capek opisuje także codzienność ogrodnika, miesiąc po miesiącu.
„Niech nikt nie sądzi, że (...) uprawianie ogrodu stanowi bukoliczną i medytacyjną czynność. Jest to [bowiem] namiętność nie do zaspokojenia.”Bo „ogrodnik nie jest człowiekiem, który wącha róże, wsłuchując się w ptaków śpiew, tylko człowiekiem ściganym obawą, że ta gleba wymaga jeszcze trochę wapna...
Przecież na pewno w którymś momencie każdy ”ogrodnik stwierdza, że jego ziemia jest zbyt ciężka (…) albo zbyt piaszczysta, zbyt kwaśna albo nazbyt sucha” i „wybucha w nim namiętność, aby ją ulepszyć”Co nie jest łatwe, szczególnie dla ogrodników miejskich, więc „ulepsza grunt jak tylko może, zbiera po domu skorupki od jajka, spala kości, które zostały z obiadu, przechowuje swe obcięte paznokcie”..., a „wszystko to pieczołowicie zagrzebuje do swej gleby.”
Bo „odpowiednio spreparowana ziemia” powinna mieć bogaty skład, „daje się do niej gnój, guano, ziemię liściową, ziemię darniową, piasek, wapno, potas, mączkę, saletrę, materię rogową, popiół, torf, kompost i (…) wiele innych substancji.” A ziemia nigdy nie jest dość dobra.
Jeśli więc ogrodnikowi kiedykolwiek zdarzy się zobaczyć „na bruku piękną końską kupę, wyrywa mu się z piersi choć westchnienie, cóż to za marnowanie darów bożych.(...) Ja wiem, że istnieją różne proszki w blaszanych pudełkach, możesz sobie kupić, co tylko ci przyjdzie do głowy (…) sole, ekstrakty, (…) mączki (…), możesz sobie obrabiać [ziemię] w białym płaszczu jak pan asystent na uniwersytecie albo w aptece. To wszystko możesz zrobić, miejski ogrodniku; ale gdy sobie tak wyobrazisz taką brunatną, tłustą górę gnoju na chłopskim podwórzu...”
Zdecydowanie więc Capek stwierdza, że „prawdziwym ogrodnikiem nie jest człowiek, który hoduje kwiaty, jest nim mąż, który kultywuje glebę”.
W ogóle „życie ogrodnika jest pełne zmian i prężnej działalności.”
Wiosną „stoi ogrodnik nad swym zagonkiem, z którego tu i ówdzie zaczyna wyłazić grot pąka, i mówi do siebie w zamyśleniu: trochę tu goło i pusto, trzeba tu będzie coś zasadzić. Mniej więcej po miesiącu staje ogrodnik nad tymże zagonkiem, na którym mu tymczasem wyrosły dwumetrowe ogony ostróżki, dżungla złocienia maruna,puszcza dzwonków i diabli wiedzą czego jeszcze , i mówi do siebie w zamyśleniu: trochę tu jest nadmiernie zarośnięte i zagęszczone, trzeba to będzie (…) poprzerywać i rozsadzić.”
A nie za długo potem, jesienią „z pełnym zagadkowego zadowolenia mruczeniem ogrodnik znów znajduje w swym ogródku GOŁE MIEJSCA. Do licha, powiada sam do siebie, tutaj mi najprawdopodobniej coś zmarniało, chwileczkę, muszę na tym pustym miejscu coś zasadzić, na przykład...”
I tu następuje opis dramatycznego wręcz ciągu dalszego.
Miałam wielką ochotę go tu przytoczyć, ale postanowiłam zostawić Wam przyjemność przeczytania, co z tego wynikło!„Gdyby człowiek-ogrodnik powstawał od początku świata na zasadzie doboru naturalnego, z pewnością rozwinąłby się w jakiegoś bezkręgowca.
Po co w ogóle ogrodnik ma plecy?”
I tu pojawia się drugie chyba najczęściej cytowane zdanie:
Bo „ogrodnik jest zazwyczaj na górze zakończony zadkiem, nogi i ręce ma rozkraczone, głowę wciśniętą gdzieś pomiędzy kolana”. I „rzadko kiedy ma ponad metr wzrostu”.„Ale jest jedna taka chwila, w której ogrodnik się wyprostowuje i rozwija na całą swą długość, dzieje się to w godzinie popołudniowej, w której udziela swemu ogródkowi święceń podlewania. A więc stoi, prosty i nieomal podniosły (…) z pulchnej ziemi wydobywa się wonny oddech wilgoci... Tak, teraz ma już dość... - szepcze błogo.
A gdy już zajdzie słońce, powiada z ogromnym zadowoleniem: ależ się dzisiaj naharowałem.”W tekście znajdziemy także uwagi o specyfice relacji ogrodników z nie ogrodnikami. Jeśli gość np. uprzejmie zagai:
„Ojej, cóż to za piękna kępka lila kwiatuszków (…), ogrodnik, trochę obrażony odpowiada: to przecież jest petrocallis pyrenaica.”Radzi więc „jeśli rozmawiacie z ogrodnikiem, zapytajcie go zawsze: jak się nazywa ta róża?
To jest Burmeester van Tholle, odpowie wam ogrodnik z radością (…) myśląc sobie przy tym o was z uznaniem, że jesteście dobrze wychowanym i wykształconym człowiekiem.”
I przestrzega: „nie mówcie na przykład: tu wam kwitnie fajna gęsiówka, gdyż w tym momencie może ogrodnik na was wrzasnąć: ale skądże, to przecież jest Schievereckia Bornmulleri.”
Capek z przymrużeniem oka, ale przenikliwie opisuje ogrodniczą pasję.
Trafnie też zauważa, że „my, ogrodnicy, żyjemy właściwie dla przyszłości; jeśli kwitną nam róże, myślimy o tym, że w przyszłym roku zakwitną jeszcze lepiej, a że za jakichś dziesięć lat wyrośnie z tego świerczka drzewo – gdyby tylko tych dziesięć lat było już za mną! Chciałbym już widzieć, jakie będą te brzózki za pięćdziesiąt lat.”
„To właściwe, to najlepsze jest przed nami!”.
Czy to nie jest optymistyczne zakończenie książki? Poszukajcie „Roku ogrodnika” Karela Capka. Może nie będzie to łatwe, ale warto.
Bo, że lektura będzie przyjemna, nie mam wątpliwości!
Można przejrzeć się jak w zwierciadle i pośmiać się z samych siebie.
OdpowiedzUsuńNo, właśnie! A uśmiechu nigdy nie za dużo. Także dystans do siebie i swojej pasji się przyda.
UsuńJa bloga zaczęłam pisać pod wpływem Karela Czapka... I tak już bez mała 7 lat!?
OdpowiedzUsuńKawał czasu... Z chęcią bym się dowiedziała, jak w tym czasie zmieniała Ci się koncepcja bloga.
UsuńA "Rok ogrodnika" dla mnie należy do tych lektur, po które sięgam po raz kolejny dla poprawy nastroju w Złych Godzinach.
W złych godzinach sięgam po inną książkę, ktora wywołuje uśmiech na moich ustach to jest książka: "Moje ptaki, zwierzaki i krewni" Geralda Durrella .
OdpowiedzUsuńMuszę się przyznać, że tej Twojej nie czytałam. Bardzo spodobał mi się opis i przytoczone zdania, chętnie jej poszukam.
Pozdrawiam ciepło.
Lubię Durella i chyba pora go sobie przypomnieć. Nie funkcjonuję bez sięgania do takich lektur co jakiś czas, dla utrzymania równowagi.
UsuńMuszę zdobyć i przeczytać tę książkę! Ciężko będzie, może w bibliotekach się uda. Cytaty,które przytoczyłaś trafione w dziesiątkę. Takie pozycje powinno się wznawiać. Dzięki!
OdpowiedzUsuńChyba nie było ostatnio wznowienia. Ja kupiłam używany egzemplarz.
UsuńBędę jeszcze wykorzystywać cytaty z tej pogodnej książki.
Oj i mnie zachęciłaś do lektury. Muszę poszukać, a do tej pory chętnie poczytam jeszcze trochę cytatów z niej zapożyczonych . Pozdrawiam,
OdpowiedzUsuńDTJ1Dorota
Cieszę się! Nie ma tak wiele książek pogodnych, pełnych dobrej energii i niegłupich. O każdej z chęcią się dowiem!
UsuńZnalazłam, mam jest tylko moja i świetna. Cudowny humor i szczera prawda.
UsuńNo to się nieźle uśmiałam. Tą książkę może zrozumieć tylko ogrodnik taki jak my ktoś spoza "branży" nie zakuma. Super na prezent dla ogrodniczki:D już sprawdziłam chyba trudna do zdobycia i napatyczyłam się jak o niej pisały Gabrysia i Pszczółka czyli znana w świecie ogrodniczym. Super ją zaprezentowałaś - śmieję się i stale widzę się jak stoję z tym wężem podlewająć:D:D:D mira
OdpowiedzUsuńMasz rację, że nieogrodnik nie wychwyci całego komizmu opisu. Czytałam recenzje dziewczyn, to stara książka, ale upływ czasu się jej nie ima. Czytając - z siebie się śmiejemy...
UsuńTeż kocham tę książeczkę. I zdarza mi się "mówić" Rokiem ogrodnika - wyciągąć kiełki oczami, piasek z Łaby, w żadnym razie nie z Wełtawy, itp.
OdpowiedzUsuńA znasz "Czas na działkę" Robina Shelton'a ? Tam jest o sianiu pomidorów i śpiewaniu im kołysanek:).
To świadczy jak bardzo trafia w sedno! Kiedyś szukałam na O. inspiracji do lektur i czytałam Twoją opinię.
UsuńSheltona mam, też się zdrowo uśmiałam czytając. Kupuję wszystko, co się da na tematy około ogrodnicze. Tylko z poradnikami już spasowałam.
To tak jak ja. Poradniki są dla mnie niewystarczające, bo już wiem że cebulki sadzi się piętką w dół:). Ale albumy o pięknych ogrodach albo o roślinach kupuję, zwłaszcza jak pięknie wydane z fantastycznymi zdjęciami.
UsuńMoże kiedyś doczekamy się takiej obfitości literatury związanej z ogrodami, jaką można znaleźć w Anglii. Niestety, moja znajomość angielskiego odbiera mi przyjemność czytania opowieści w tym języku (tylko z poradnikami sobie radzę).
UsuńO matko! Ja tego nie znam, ale czytając te fragmenty popłakałam się :") Cudowne, muszę nabyć koniecznie :)
OdpowiedzUsuńJa też mam problem z książkami ogrodniczymi, bo niespecjalnie jest w czym wybierać. Lubię dobre katalogi, w których mogę sobie zaznaczać co jeszcze "chcę", albumy z projektami i realizacjami (ale to drogie) i na rozluźnienie takie czytadełka jak opisujesz w poście. Mam to szczęście, że rodzice w Wielkiej Brytanii siedzą więc jak coś potrzeba... :) Poza tym zwożą mi tonami książki ogrodnicze nabyte na bazarach za jakieś marne grosze. Czasem tylko jedna pozycja na przesyłkę jest coś warta, ale i tak lepsze to niż nic :)
Poszukam jutro "Roku ogrodnika"- muszę to mieć.
Pozdrawiam. Jankosia
Dobrze, że pomogłam odkryć tę fajną książkę dla nowych czytelników, a nie tylko przypomniałam starą lekturę niektórym gościom. Myślę, że musisz poszukać używanej, ale w niczym nie zepsuje Ci to zabawy!
UsuńZazdroszczę dostępu do tanich książek angielskich, jest z czego wybierać. A polskie katalogi znam tylko dwa (Związku Szkółkarzy Polskich), chciałoby się więcej roślin... Są niby internetowe przy szkółkach, ale w nich nie da się zaznaczać "wymarzeńców", co też bardzo lubię robić.
"Rok ogrodnika" K. Capka towarzyszy mi od ponad ćwierćwiecza (mam wydanie z 1986 r.) - śmiałam się czytając książkę przed laty i z przyjemnością wracam do niej od czasu do czasu - autor opisał w sposób humorystyczny pragnienia i utrapienia ogrodomaniaków. Nie jesteśmy pierwsi i jedyni, przed nami byli nam podobni. Pozdrawiam Cię serdecznie w nowym roku życząc spełnienia zamierzeń. Listę planów na pewno przygotowałaś. Elsi
OdpowiedzUsuńWitaj Elu!Dziękuję za życzenia i Tobie także życzę wszelkiej pomyślności!
UsuńMnie parę lat temu udało się kupić taki wysłużony egzemplarz i ta lektura zawsze wprawia mnie w dobry humor. Ludzie się tak bardzo nie zmieniają, okazuje się.
Lista planów na nadchodzący sezon, oczywiście, jest, napiszę o tym wkrótce.
Z uśmiechem na twarzy przeczytałam Twoją recenzję książki. Zachęciłaś mnie do przeczytania całości. Tylko gdzie ja ją dostanę. Może w bibliotece?
OdpowiedzUsuńSpróbuj znaleźć używaną, ja tak kupiłam za grosze. W bibliotekach też może być. Warto mieć jednak takie książki pod ręką zawsze - lekka, ale na poziomie i poprawia nastrój.
UsuńOj tak! To niezwykła książka i w zasadzie obojętne, na której stronie otworzymy, zawsze znajdziemy jakąś swiatłą myśl. Głeboka znajomość duszy ogrodniczej. Mam tylko wrażenie, ze ksiązka jest nieco starsza. Czeska Wiki podaje, że napisano ją w 1929r.
OdpowiedzUsuńMasz rację, że to jedna z książek, której czytanie można zacząć w dowolnym miejscu. I za każdym razem czytelnik jest zadowolony.
UsuńDobrze, że zwróciłaś uwagę na datę. Poprawię to, faktycznie w sieci figuruje 1929. Ja liczyłam od daty na obwolucie mojego wydania, gdzie podana jest 1969 jako data wydania oryginału czeskiego, z którego pewnie korzystał tłumacz.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńAle się uśmiałam z tego wpisu. :))) Książkę będę szukać - koniecznie chcę mieć ją na własność. Ja też często wieczorem, po pracy w ogrodzie zadowolona mówię: ale się naharowałam! :))
OdpowiedzUsuńOby Ci się udało znaleźć tę książeczkę, jest naprawdę fajna (ja kupiłam na allegro). Czytając, przeglądamy się w lustrze.
Usuń