Kiedy więc planowałam wyprawę na Śląsk, oczywiste było, że oba znajdujące się tam ogrody japońskie muszę zobaczyć!
Na miejscu okazało się, że wśród zwiedzających wrażenia były mieszane...
serce Ogrodu Japońskiego we Wrocławiu |
Ogród Japoński znajduje się na terenie Parku Szczytnickiego. W tym miejscu już w 2 połowie XVIII w. istniał ogród - jeden z pierwszych w Europie kontynentalnej park w stylu angielskim.
Powstanie zaś ogrodu japońskiego wiąże się z zorganizowaną w 1913 r. Wystawą Stulecia, której częścią była wystawa ogrodnicza.
Fritz von Hochberg z Iłowej, znany japonista i dyplomata, przy udziale japońskiego ogrodnika Araia Mankichiego, przygotował na to wydarzenie ogród japoński, tworząc go wokół stawu z dawnego parku.
Potem ogród popadł w zapomnienie na kilkadziesiąt lat.
Tu możecie znaleźć stare zdjęcia z ogrodu, stworzonego na wystawę w 1913.
układ wodny tworzy szkielet całego założenia |
Właśnie układ wodny ze stawem i strumieniami, a także część drzew to pozostałość tego pierwszego założenia . Stały się bazą, wokół której w 1995 r. opracowano projekt renowacji ogrodu, pod kierunkiem prof. Ikui Nishikawy z Tokio.
W kolejnych latach, przy współpracy ogrodników z Wrocławia i specjalistów z Japonii, przeprowadzono prace przywracające ogrodowi japoński charakter.
Niestety, dwa miesiące po uroczystym otwarciu (1997) Śląsk nawiedziła powódź stulecia i ogród na trzy tygodnie zalała woda!
70 % roślin trzeba było wymienić. Zniszczenia były tak duże, że konieczna stała się kolejna renowacja, która trwała do 1999 r.
Od tamtej pory możemy podziwiać we Wrocławiu unikatowy ogród, utworzony zgodnie z wymogami japońskiej sztuki ogrodowej.
kamienne latarnie wyznaczają punkty widokowe |
bambusowa przelewka znajduje się w każdym ogrodzie japońskim |
Wrocławski ogród jest w stylu "ogrodu wędrówki", który zawiera w sobie elementy innych japońskich stylów.
Z każdego typu japońskiego ogrodu korzysta się inaczej.
Taki, jak wrocławski, wymaga spokojnej wędrówki i kontemplowania widoków z różnych miejsc. Niestety, z tym poszło nam nie najlepiej.
Ogromną przeszkodą w poddaniu się urokowi tego ogrodu był bowiem hałas, dochodzący z sąsiedniej ulicy i tłumy zwiedzających, także wycieczki szkolne. Trudno było o wyciszenie, kontemplowanie przyrody czy jakiekolwiek przeżycie duchowe, dla których ogród japoński jest przeznaczony. Trudno było nawet pochylić się nad szczegółem, bo tłum napierał. Dotyczyło to szczególnie części nad strumieniem, dla mnie najciekawszej.
Bardzo brak mi było tam ciszy i spokoju, żeby docenić urodę ogrodu.
mchy i porosty na kamieniach są bardzo pożadane |
jak pięknie byłoby posiedzieć w takim miejscu w ciszy... |
Prawie połowę terenu ogrodu stanowi woda (jezioro i sieć strumieni), to jej kształty organizują przestrzeń.
Najważniejszym (i najstarszym) elementem założenia jest wielki staw, który symbolizuje morze. Tradycyjnie, na wodzie są wyspy, na brzegach są zatoczki, drewniane pomosty, a na drugi brzeg można przejść przez dwa zupełnie inne, drewniane mosty. Każdy z nich ma swój urok.
kapitalny, garbaty most (budowano takie, żeby pod spodem mogły przepływać łodzie) |
duży most z pawilonem widokowym, na pierwszym planie wyspa z głazów |
Moi współtowarzysze dobrze się czuli na otwartej przestrzeni nad stawem, a mnie podobała się szczególnie część ogrodu wokół strumienia. Zielona, zacieniona i nastrojowa.
rośliny pochylają się nad strumieniem, cienie dodają dramaturgii... |
Woda odgrywa ogromną rolę w ogrodach japońskich. Ta płynąca, kontrastuje z nieruchomością kamieni, wprowadza ruch i dźwięk.
Urok takich miejsc działa na mnie niezawodnie,
wielka kaskada - czy nie piękna? tu przystanąć można na chwilę |
kolejna wyspa na tle zadrzewionego brzegu stawu |
Ale chyba najważniejszym elementem ogrodu japońskiego są kamienie.
O ich znaczeniu i sposobie wykorzystania można przeczytać w ciekawej książce "Ogród japoński" Elżbiety Guzikowskiej-Konopińskiej (wyd. Multico, seria Ogrodnik doskonały). Ta lektura pomogła mi nieco bardziej zrozumieć specyfikę japońskiej sztuki ogrodowej. Poleciła mi ją Ewa, autorka fajnego bloga.
kamienny zbiornik na wodę umożliwia odświeżenie się |
Mogłabym mieć taką kompozycję, jak na zdjęciu powyżej, w swoim ogrodzie. Da się zrobić, prawda?
Rolę głazów mogą pełnić przycięte na ich kształt żywotniki. Kiedy zobaczyłam te poniżej, byłam nieco zaskoczona.
piękna latarnia i bambusowy płotek |
Ponieważ ogród ma charakter parkowy, dużo jest starych i ciekawych drzew, np. perełkowiec japoński czy modrzewnik chiński. W wielu miejscach rosną ponad stuletnie cisy.
dawność ma w ogrodzie japońskim ogromne znaczenie |
drzewo jest symbolem losu człowieka |
piękna kora starego drzewa |
niestety, nie potrafię rozpoznać gatunków tych drzew |
Miłośnicy klonów japońskich także będą mieli co podziwiać, bo w ogrodzie rośnie wiele roślin azjatyckich.
Oczywiście, są także niwaki (to, co potocznie nazywamy bonsai). Strzyżone w "chmurki" sosny są ładne, ale to nie moja bajka, więc odpowiadało mi, że tak formowanych drzew nie ma zbyt wiele. Taki ogród bardziej mi się podoba.
Fajne natomiast są "falujące żywopłoty" - niskie, strzyżone w nieregularne formy krzewy (cisy, bukszpany, tawuły czy berberysy). Myślę, że to może być ciekawy element w prywatnym ogrodzie, niekoniecznie japońskim.
małe niwaki na wyspie |
kamienna latarnia i klon przy pawilonie herbacianym (który był zamknięty) |
W ogrodzie zobaczyć można ponad 50 gatunków i odmian rododendronów (część okazów jeszcze z czasów pierwszego ogrodu japońskiego). Ale było już po kwiatach.
Moi towarzysze byli rozczarowani - azalie i różaneczniki przekwitły, liliowce jeszcze nie zaczęły, więc w ogrodzie nie było za dużo kolorów. Ogród zdobiło tylko trochę kwitnących irysów. Ja, bardziej niż rododendronów, żałuję, że nie był to czas kwitnienia zawilców japońskich, których rośnie tam dużo.
A przecież tak naprawdę kwiaty w ogrodzie japońskim są rzadkością.
Bo w ogrodzie japońskim celebruje się ulotne chwile. My szukamy kwiatów, które kwitną jak najdłużej. Japończyk najbardziej ceni się to, co przemija.
Wyrazem takiej postawy jest aranżowanie np. zakątków atrakcyjnych o określonej porze dnia. Przychodzi się wtedy np. o zachodzie słońca, żeby podziwiać światło przechodzące przez liście, a taki spektakl traw pół godziny.
pod światło liście jakby zmieniają strukturę a rysunek konarów jest wyraźny |
Ogród we Wrocławiu jest rzeczywiście urządzony według reguł sztuki japońskiej, ale na pewno nie pielęgnowany według jej zasad.
Zaniedbanie, niedopuszczalne w ogrodzie japońskim, zaburzało urok ogrodu. Brudna woda w stawie, zachwaszczone nawierzchnie czy mop, leżący sobie w wodzie przy brzegu, gdzie prowadziła przez wodę tradycyjna, kamienna ścieżka.
Owszem, w ogrodzie japońskim może być coś rozsypane, ale jest to świadomy zabieg, a nie zaniedbanie.
Gdyby tak zamknąć ruch uliczny, wygnać rozgadane towarzystwo i dopieścić ogród, byłoby to wspaniałe miejsce. Trochę szkoda...
tak wyglądają brzegi stawu i woda w eksponowanych miejscach |
nie sądzę, żeby to był zamierzony efekt, chociaż angielskich trawników tu nie szukam |
Mimo wszystko, znalazłam wiele urokliwych zakątków, z ciekawie skomponowanymi roślinami i głazami, nastrojowych, jak lubię. Wymagało to zatrzymania się, przeczekania rozgadanych dzieciaków.
No, ale w ogrodzie japońskim piękno nie jest oczywiste, trzeba je odnaleźć, uruchomić wyobraźnię... Nie chodzi w nim o łatwe zachwyty.
koloru niewiele, światło i cień budują tu nastrój |
lubię duże, japońskie "ogrody wędrówki", o charakterze parkowym |
Osoby bardziej obeznane z japońską sztuką ogrodową pewnie ubolewają nad moim szukaniem nastrojowych zakątków...
Wiem, nie "czytam" tego ogrodu, jak bym mogła. Ale i tak cieszę się, że odwiedziłam to miejsce. Każdy wynosi z takiego spaceru co innego.
Przyznaję, że moi współtowarzysze nie byli zachwyceni tym ogrodem. Spróbujcie poszukać własnych wrażeń, jeśli nadarzy się okazja.
liście, odbite na jakimś głazie..? |
(Mam nadzieję, że zajrzycie do tekstu Rozważania o ogrodzie japońskim i traktacie Sakuteiki, jestem z nich bardzo dumna, a mogą być uzupełnieniem dla powyższego artykułu.)
Japończycy są prawdziwymi mistrzami wody w ogrodzie. Ogród faktycznie urokliwy, szkoda tylko, ze jak piszesz 'zadeptany' przez tłumy. Brakuje mu chyba trochę ogrodniczej miłości. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTrafnie to ujęłaś, brakuje temu ogrodowi ogrodniczej miłości, jakiegoś osobistego zaangażowania.
UsuńZałożenia wodne bardzo mi się podobały. A w ogóle to marzę o możliwości obejrzenia japońskich ogrodów w ich ojczyźnie.
Ciekawa relacja, bardzo dobre spostrzeżenia - w ogrodzie japońskim byłam już ładnych parę lat temu i nieszczególnie dobrze wspominam tę wizytę. Przede wszystkim to o czym piszesz: tłumy ludzi, nie można postać i popatrzeć, bo z tyłu napiera na ciebie zwarta masa i musisz iść do przodu. Drugim negatywnym wspomnieniem był cały tłum starszych pań pilnujących, aby zwiedzający dokładnie trzymali się ścieżki i warczących na każdego, kto przydeptał choćby pojedyncze źdźbło trawy... Chociaż może to się zmieniło. Kolejnej wizyty nie planuję, zdecydowanie wolę ogród botaniczny, ale chociaż raz zwiedzić warto, miejsce ma swój urok.
OdpowiedzUsuńAle szkoda tego tego miejsca, prawda? Niestety, na ogród botaniczny nie starczyło nam czasu, żałuję. Na pewno chciałabym pojechać do Wrocławia jeszcze raz.
UsuńW ogrodzie botanicznym też wszystko nie jest dopięte na ostatni guzik, ale zobaczyć warto - kilka lat temu byłam w marcu, zaraz po otwarciu i o ile na zewnątrz niewiele było do oglądania, akurat w szklarniach kwitły kaktusy. Wspaniały spektakl:)
UsuńMyślę sobie, że nie wszędzie wszystko musi być dopięte na ostatni guzik, wręcz odwrotnie. Ale akurat w ogrodzie japońskim to chyba ważne.
UsuńW marcu ogrody raczej niewiele mają do zaoferowania, to chyba najgorszy miesiąc, dobrze, że jest atrakcyjna szklarnia.
Tamaryszku, na tym zdjęciu z drzewami pierwsze drzewo to moim zdaniem platan klonolistny.
OdpowiedzUsuńDzięki za identyfikację, jest wspaniały.
UsuńByłam w tym ogrodzie kilka lat temu. Oglądałam go prawie samotnie (może ze trzy osoby były oprócz mnie). Czyżby tak szybko rozwijała się u nas turystyka ogrodowa...? Nie miałam jednak wrażenia, że ogród jest zaniedbany. I w ogóle podobał mi się. Czuło się w nim rękę japońskiego projektanta - z tą wrażliwością na piękne widoki, zaciszne ustronia, dbałością o naturalność przyrody. Ale te kuliste tujki wzdłuż bambusowego płotka to już chyba jakaś lokalna inwencja... Tego widoku akurat nie pamiętam.
OdpowiedzUsuńJaka by nie była przyczyna Twojego samotnego spaceru w tym ogrodzie, to Ci zazdroszczę. Może ja miałam pecha..?
UsuńŁadnie opisałaś uroki tego miejsca.
Na pewno widziałaś krzewy przystrzygane "na kamienie", te tuje chyba są zbyt okrągłe, dlatego budzą wątpliwości.
Przykro troszkę, że tak piękne miejsce zostało zadeptane i zaniedbane. Ja we wrocławskim ogrodzie japońskim byłam kilka lat temu i byłam nim absolutnie zauroczona. To był maj i ...kwitły akurat azalie. Absolutnie przepiękne, bujne i kolorowe...Ogród był zadbany, ludzi umiarkowanie dużo. Może coś w tym jest, że przybywa miłośników roślin i ogrodów?
OdpowiedzUsuńNatomiast w innych porach roku zdecydowanie wolę wrocławski ogród botaniczny, piękny, klimatyczny, zadbany, położony w samym sercu Ostrowa Tumskiego. Myślę, Izo, że powinnaś wrócić do Wrocławia...
Co do japońskiej sztuki ogrodowej, to mam ambiwalentne odczucia - podoba mi się ich filozofia, wyciszenie, refleksja, które wywołują, ale nie lubię założeń japońskich przy domkach z kolumienkami. I też chyba chciałabym zobaczyć je w ojczyźnie...Dala
Może to ja źle trafiłam, oby tak było. Fajnie, jeśli przybywa miłośników ogrodnictwa. Jednak wiem, że można utrzymać w takiej sytuacji ogród w dobrym stanie. Jeśli będę znów we Wrocławiu, odwiedzę Ogród Japoński ponownie, może będę miała więcej szczęścia. I Botaniczny będzie obowiązkowym punktem programu. Liczę na ponowne spotkanie, Dalu!
UsuńCo do ogrodów japońskich, mam podobne zdanie.
Przyznaje, że ogród nie zrobił na mnie wrażenia. Był zbyt zaniedbany jak dla mnie. Masz może rację, że taka chmara ludzi nie sprzyjała jego zwiedzaniu. Bardzo podobał mi się widok z przeciwległego brzegu, gdzie widać było układ drzew i krzewów, ale chodząc ścieżkami wśród nich miałam poczucie przytłoczenia. Może dlatego, że ma klaustrofobię, odkryta zresztą niedawno? Ta bliskość górujących nade mną krzewów nie wpływała na mnie pozytywnie. Czułam się jak w jakimś zaczarowanym lesie, gdzie czai się wilk, albo czarownica. Za to na otwartej przestrzeni czułam się zupełnie inaczej. Ale przyznaję, że Twoje zdjęcia pokazały same zalety tego miejsca. Gdybym widziała je przez wyjazdem, to pewnie zupełnie inaczej odebrałabym ogród. One są takie pozytywne. A kiedy relacja z Jarkowa? To był dla mnie całkiem inny ogród, którym mogłabym zwiedzać godzinami, mimo, że dużo mniejszy
OdpowiedzUsuńJarków będzie, trochę później. I bez peanów! Chociaż może ciekawiej byłoby od razu, dla porównania. Tu przez te tłumy trudno było zrobić zdjęcia, np. przy wielkiej kaskadzie ledwie się dopchałam.
UsuńWiem, że Jarków nie jest w twoim stylu. Ale chyba mimo wszystko zrobił wrażenie?
UsuńDla roślinność nie może przytłaczać. Mamy pod tym względem inne gusta. Już kilka razy zauważyłam, że podobają Ci się takie cieniste, przytłaczające ogrody. Ja się w nich źle czuję. Przyznaję , że mają klimat, ale nie dla mnie. Ale fajnie jest rozmawiać o tym jak się różnimy
Jarków to był ciekawy ogród, owszem, zrobił wrażenie, wiele miejsc tam mnie zachwyciło. Ale masz rację, to nie do końca mój klimat. Będzie artykuł, mam nadzieję, że napiszesz, co Tobie się najbardziej podobało.
UsuńO, mamy podobne wrażenia. My byliśmy we wrześniu - co dodaje jeszcze drobne elementy kolorystyczne. To było ciekawe. Ciekawe dla mnie było też, to, że ogród nie jest przeładowany, nie ma pstrokacizny i nadmiaru. To jest podobne do oryginalnych ogrodów w Japonii. Trafiłam jednak na tłumny dzień i to było straszne. Pomimo biletowanego wejścia, ludzie zadeptywali siebie i innych, do tego kilka par usiłowało zrobić sesje ślubne, uciekliśmy...
OdpowiedzUsuńNo, właśnie - ten ogród nie ma pstrokacizny i nadmiaru, dlatego mi się podobał. Nie byłam w Japonii, ale wrażenia z książek i japońskich filmów mam podobne.
UsuńByłam w tym ogrodzie kilka lat temu. Bardzo miło wspominam te wizytę. Tłumów nie było - można było kontemplować do woli. Nie było też jakiegoś szczególnego zaniedbania (nie robi na mnie wrażenia poprzerastany trawnik - wg mnie poprzerastany chwastami lepiej się wpisuje w ogród japoński). Duże wrażenie wówczas zrobiły na mnie "pływające" formy krzewów.
OdpowiedzUsuńKtoś tu napisał, że to jest przytłaczający ogród - ja tego założenia zupełnie tak nie odebrałam. Wydawało mi się, że zachowano równowagę między strefami otwartymi i bardziej zamkniętymi.
Różne opinie pojawiły się pod artykułem, nie mam pojęcia, od czego zależy, czy w tym ogrodzie będzie tłum czy spokój. Niektórzy, tak jak Ty, mieli szczęście i mogli cieszyć się urodą tego miejsca w spokoju.
UsuńJa również miałam wrażenie równowagi w tym ogrodzie. A zachwaszczony trawnik...mam wątpliwości.
Też byłam w tym ogrodzie kilka razy, ostatnio kiedy kwitły azalie pontyjskie których jest tam sporo, a zapach....
OdpowiedzUsuńNiestety miałam te same odczucia. Z głosników przy fontannie leciała jakaś próba muzy - znaczy ryczało, jak przestało słyszałam szum ulicy obok a jak już oswoiłam te odgłosy to wpadła jakaś upiorna wycieczka dzieci i lecieli przez ogród n bo mieli w planie.
Wszystko się zmienia kiedyś ogród nie miał takiego głośnego sąsiedztwa a i nie był tak nawiedzany. Znak czasu. Niemniej mi się podobało no i ten zapach
pozdrawiam mira
Zazdroszczę Ci tych aromatycznych wrażeń, kwitnienia mniej. Może rzeczywiście w ostatnich latach zwiększyła się ilość zwiedzających...
UsuńZ jednej strony dobrze, z drugiej - odbiera mu to masę uroku. Podobnie jest i z innymi, atrakcyjnymi miejscami. To chyba sytuacja nie do rozwiązania.