Do takich relaksujących, wywołujących uśmiech książek, należy "Czas na działkę " Robina Sheltona.
jedna z książek na smutne czasy |
Podtytuł brzmi: "Dwóch facetów, jedna szopa, zero pojęcia" - to Wam daje wyobrażenie, jaka to jest książka.
Ale tylko do pewnego stopnia, bo nie jest to po prostu opis perypetii, związanych z zakładaniem ogródka warzywnego przez dwóch dyletantów.
Pewnie połowę tekstu zajmuje opis stanu ducha bohatera. Robin jest w trudnej sytuacji i kiepskim stanie psychicznym - pogrążony w depresji, rozwiedziony, bez pieniędzy, porzucił pracę.
Na kartach książki obserwujemy więc z jednej strony, jak powolutku przeobraża się kawałek zaniedbanej ziemi oraz jak to przedsięwzięcie zmienia człowieka, chorego na depresję (choroba dwubiegunowa).
Oba procesy pozytywne, a tak bardzo potrzeba nam dziś pozytywnego przesłania.
Kumpel głównego bohatera, Steve także przeżywa ciężkie chwile i szuka odskoczni od swoich problemów.
I jakoś tak, nie wiadomo jak, po kilku piwach, przyjaciele wpadają na pomysł, żeby wydzierżawić ogródek działkowy. "Lekko przymroczeni piwem postanowili zostać działkowiczami", z jakiegoś powodu uznając, że to pomoże im odzyskać grunt pod nogami.
a obok na murku rozwija się wilczomlecz mirtowaty |
Potem całe lato toczyli dyskusje, co trzeba będzie zrobić na tej działce i jak fajnie byłoby mieć szopę (bo tak naprawdę to ona interesowała ich bardziej niż potencjalne zbiory z grządek).
Za prace wzięli się jesienią...
Początki, oczywiście, były trudne - z banalnych powodów - po 5-minutowym kopaniu "zaczynali świszczeć" i koniecznie musieli odpoczywać. Ale nie poddawali się, bo przecież pod chwaściorami "drzemał uśpiony zbawiciel ich zdrowia psychicznego".
Żarty żartami, ale czy nie bywa tak, że ludzie którzy "nie mają kontroli nad rozwojem sytuacji w normalnym świecie" odnajdują się w ogrodnictwie i zakładaniu ogrodu?
No, więc tyrali... tym bardziej, że na sąsiedniej działce pracował "człowiek, być może starszy od ich dwóch razem wziętych, a na pewno wyglądający na zdrowszego od ich dwóch razem wziętych".
W trakcie były i chwile zwątpienia - bo "czy liczba kalorii, pozyskanych z uprawianych warzyw choćby zbliża się do liczby kalorii wydatkowanych? Ile marchewek musiałbym zjeść, aby uzupełnić energię, włożoną w ich uprawę?"
to wyniki mojej aktualnej pracy - fragment oczyszczonej Długiej Rabaty |
na stoliczku na ganku - tu nawet, gdy jest tylko kilka stopni można usiąść z herbatą |
Obaj panowie, zabierając się za pracę, "właśnie dowiedzieli się, że ziemniaki nie rosną na drzewach", tzn. nie mieli zielonego pojęcia o ogrodnictwie. Na szczęście matka bohatera zajmowała się ogrodnictwem "od wielu stuleci", istnieli wokół życzliwi działkowicze i sklepy charytatywne, gdzie za pół darmo można było nabyć poradniki ogrodnicze (seria "warzywnictwo dla debili").
Początkowo Robin lubił jeździć na działkę zwłaszcza wtedy, kiedy nie miał tam nic konstruktywnego do zrobienia. Bo "przyjeżdżał tam wyłącznie po to, aby być gdzie indziej, niż był".
Ale jakże pokrzepiająca była myśl: "nawet jeśli inne rzeczy istotnie nie mają sensu, mogę kopać"."
A uporczywe bóle pleców? Ach, te rozkosze relaksującego ogrodniczego hobby!". Zresztą Robin zauważył "pewne dziwne zjawisko: prawie po każdym dniu pracy na działce czuł się nieporównanie lepiej niż rano". Co nigdy się wcześniej nie zdarzało.
I tak dzień po dniu dokonywało się "zbawienie jego duszy za pomocą szpadla".
Jego rozmyślania o zajęciach działkowicza zajmują sporo miejsca w książce. Np.uzdrawiająca okazała się świadomość, że brał na siebie "odpowiedzialność za przedłużenie, a nie gwałtowne zakończenie cyklu wegetacyjnego warzywa." (!) Takie filozoficzne bez mała rozważania towarzyszą na kartach książki opisom budowy szopy, wyrywania chwastów i debatowania przyjaciół nad wyborem odmian ziemniaków.
pozostałość po wiosennych porządkach - dowód, jak działa włóknina pod korą - widać, jak duże korzenie ją przerastają |
tak wygląda włóknina pod spodem, możecie sobie wyobrazić, jak się namęczyłam, żeby ją usunąć |
Robin i Steve też borykali się z problemami, choć innego rodzaju. Robin pisał: "Nienawidzę ogrodnictwa. Bezsensowna strata czasu, energii i pieniędzy.(...) Najlepszy ogród to ogród zalany czterema calami betonu z północy na południe (...), a działki są dobre tylko dla tych ludzi powyżej osiemdziesiątki, którzy nie potrafią bez czyjejś pomocy dostać się do Tesco."
Zamartwiał się, że wysiewy mogą się nie udać, a jeszcze gorzej tym, że dopiero zbiory będą miarą rozmiarów porażki. Tym bardziej, że "sukces bądź porażkę działkowego przedsięwzięcia utożsamiał z powodzeniem całego swojego projektu życiowego".
Ale to były momenty chwilowego załamania, a miarą ostatecznego sukcesu przedsięwzięcia niech będą słowa:
"Nie wiem, czemu nikt mi wcześniej nie powiedział o uzdrawiającym działaniu ogrodnictwa."
Bo Robin i Steve osiągnęli to, co zamierzali - już to było coś wyjątkowego w ich życiu.
A poza tym "dwóch facetów bez pojęcia w niecały rok trzynastokrotnie zwiększyło swój kartoflany stan posiadania (jak również zbudowało szopę), zebrali bowiem 26 ziemniaków! Ten fakt nie mieścił się w ich wcześniejszej "supermarketowej mentalności"
Nic więc dziwnego, że ich wiara w siebie i poczucie własnej wartości wydatnie wzrosło. Zaczęli kontrolować własne życie.
Niech żyje ogrodnictwo!
"Czas na działkę" to książka lekka, łatwa i przyjemna. Ta osobista opowieść Sheltona to "dowód na to, że dzięki uprawie warzyw człowiek staje się szczęśliwszy" i zdrowszy, także psychicznie.
Jeśli potrzebujecie lektury, która oderwie Was od problemów i wprawi w lepszy nastrój, "Czas na działkę" jest jedną z takich książek. Dlatego któregoś z ostatnich wieczorów do niej wróciłam.
śliczne, pełne ciemierniki oklapły po mroźnych nocach, spróbuję je podeprzeć |
Życzę wszystkim zdrowia!
Zaciekawiłaś mnie :) Dzięki :)
OdpowiedzUsuńJeśli przeczytasz, podziel się tu swoja opinią.
UsuńZ talentem ta recenzja, niebanalna, a w tym przypadku mogło być 'cheesy' jak mówią niektórzy. O zbawiennym wpływie ogrodnictwa inaczej ;-)
OdpowiedzUsuńDziękuję za pochwałę. Lubię historie ludzi w kontekście ogrodu - dlaczego ktoś go zakłada, jak to wpływa na jego życie - bywają zadziwiająco różne.
UsuńHa ha ha !!! Świetnie trafiłaś z tematem !!! Przeżywamy teraz trudny czas, więc najlepiej chyba sięgnąć po taką humorystyczną lekturę. Pewnie trudno będzie ją dostać ? Pozdrawiam serdecznie :)) Życzę zdrowia !!!
OdpowiedzUsuńTak, są momenty, kiedy przyzwoita, ale lekka lektura jest niezbędna.
UsuńTę książkę kupiłam już jakiś czas temu, nie wiem, czy jest dostępna w księgarniach czy antykwariatach, może na allegro.
Takie opisy wraz z Twoimi zdjęciami są bardzo potrzebne w tych trudnych czasach.
OdpowiedzUsuńTrzeba szukać odtrutki na okropne wiadomości zalewające nas zewsząd. Przecież musimy mieć siłę. Pozdrawiam!
UsuńZachęcająca opowieść i dzięki wielkie, bo mam pomysł na prezent dla mojego M, który nie lubi grzebania w ziemi. Kto to wie, co można w sobie odkryć. Niesamowita ta włóknina. A u nas zima miała swoje 5 minut. Śniegu już tylko resztki, ale za to pierwszego dnia pokazała co potrafi: kwiaty hiacyntów i żonkili niestety, ciężki zalegający dość długo śnieg zmaltretował. Te ostatnie już nie do odzyskania. Przy tym ponad 2 tygodniowe nocne przymrozki do -8 zrobiły swoje, na szczęście w poniedziałek ma już być cieplej. Zimny i trudny dla wszystkich czas. Praca w ogrodzie będzie wytchnieniem. Pozdrawiam z nadzieją, że zło nas ominie. Alik
OdpowiedzUsuńJeśli M lubi czytać, spędzi miłe chwile nad tą książką, a może i inspiracją się stanie.
UsuńO włókninie pisałam już wiele razy, przekonałam się, że to okropna rzecz dla ogrodu i ogrodnika. Jeszcze w niektórych miejscach na starych rabatach znajduję jej resztki, a już myślałam, że pozbyłam się wszystkiego. Usuwałam teraz kilka krzewów i odkryłam takie skarby.
Zazdroszczę Ci tej zimy, tak lubię śnieg i biały ogród. Chociaż nie w marcu. Szkoda wiosennych kwiatów... U mnie też były przymrozki, -6 stopni. I okropnie zimne wiatry, czekam na ciepło i dobre wieści ze świata.
Tamaryszku! Ciekawa książka, może uda mi się ją zakupić. Odrobina humoru w tym szczególnym czasie niezwykle pożądana. Z przyjemnością odwiedzam Twoją stronę, czytam i chłonę wiadomości, piękne ciemierniki! Pozdrawiam, Ewa.
OdpowiedzUsuńTa książka daje szansę na chwile odprężenia, życzę dobrego nastroju jak najwięcej.
UsuńDziękuję za miłe słowa, cieszę się bardzo, że czytasz, Ewo!
Wiosenne porządki czas zacząć :D
OdpowiedzUsuńWiosenne prace w ogrodzie baardzo zaawansowane, aktualnie rozkładam kompost i inne nawozy. Jednocześnie przesadzam.
UsuńA jak u Ciebie?
Zaintrygowałaś mnie tą propozycją książkową... trzeba się za nią rozejrzeć :)
OdpowiedzUsuńPrzyjemnej lektury!
UsuńTamaryszku czy mogę zapytać co zrobić z glebą 🙏 w zeszłym roku na wiosnę zakładaliśmy trawnik (wiem że to nie są Twoje ulubione zielonki ale od czegoś trzeba zacząć 😉) wyglądalo to tak że przed domem wysypaliśmy tzw ziemię ogrodową, na to siew dużo podlewania i sukces. Urosło na tej patelni. Przez całe lato podlewanie i się utrzymało pod sosnami. W tym roku patrzę trawa jest ale ta ziemia zbita jakas i nawet ciężko coś wbic a co dopiero trawa. Chciałbym jakos temu wszystkiemu pomoc tylko nie wiem jak. Aeratorem i podsypać piaskiem? Czy jednak jakiś torf tam wsypać czy może jeszcze jakos inaczej? Wiem że nie widząc tego ciężko o poradę ale może jednak jakąs wskazówkę mogłabym dostać? W tym roku dosadze jakieś liściaste zacienienie to może ta trawa i gleba tez nie będzie się tak wysuszać. Ale nie łudzę się to takie typowe mazowieckie piachy zasypane z wierzchu ziemia ogrodową. Na pewno będę ten areał trawnika uszczuplać ale mam marzenie żeby to co zostanie przypominało zdrową trawkę. Tamaryszku coś mi podpowiesz?
OdpowiedzUsuńPs Bardzo dziękuję za blog, kopalnia wiedzy dla takich lajkonikow jak ja oraz uczta dla oczu :))
Dziękuję za miłe słowa o blogu i moim pisaniu, cieszę się, że się przydaje.
UsuńTrawnik potrzebuje słońca, wręcz wymaga, zacieniony gorzej rośnie, wchodzi mech, więc od słońca trawy nie osłaniaj.
Potrzebuje też wody, regularnego podlewania. Ja mam praktycznie nastawione codzienne podlewanie. Gleba nie będzie się wysuszać, jeśli będziesz co dzień podlewać.
No i podłoża (i regularnego nawożenia) - nie wiem, ile nasypałaś tej ziemi na piachy, i co to było.
Generalnie jakieś 15- 20 cm powinno wystarczyć. Ale raczej nie torfu, on jeśli wyschnie całkowicie, nie oddaje wody roślinom. Nie syp torfu na wierzch.
Znaczenie ma też rodzaj wysianej trawy, ale zakładam, że dobraliście odpowiednią do stanowiska.
Po zimie trawnik jest zbity i sfilcowany, trzeba zrobić wertykulację (ponacinać zbitą darń, pobudzić korzenie), wygrabić wszystko bardzo mocno, nie przejmować się, że trochę przełysieje po tym - dać nawóz, lekką dosiewkę i podlewać! Jest teraz bardzo sucho. Już po kilku dniach powinny być widoczne efekty.
Aerator (dziurkowanie) nie zawsze jest konieczne. Gdy podłoże jest gliniaste i twarde , to się przydaje, wtedy można piaskować. Kiedyś robiłam aerację regularnie, ale bez piaskowania.
Mam nadzieję, że pomogłam. Trawnik o tej porze roku zwykle wygląda kiepsko, u mnie też był twardy i brzydki. Ale po odpowiedniej pielęgnacji szybko wraca do formy. Niestety, trawniki wymagają nakładu pracy. Powodzenia!
Dziękuję Tamaryszku, właśnie taki jest twardy, wysuszony z nędzna trawka gdzieniegdzie. Przegrabilam to strasznie i jest sporo łysiny, kupiłam trawę samozageszczajaca i będę lała wodą tak jak mówisz. Pewnie rozsypie teraz azofoski jeśli to o taki nawóz chodzi i mam nadzieję że trawka się jeszcze rozkrzewi. Martwi mnie ta zbita gleba a jednocześnie taka jałowa jakby. Zobaczymy. Idę czytac Twój post o drzewkach wielopniowych bo uwielbiam :) dzięki Tamaryszku na Ciebie zawsze można liczyć 😘
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za Twój trawnik, Malgo! Daj znać, jak będzie wyglądać w sezonie. Pozdrawiam miłą czytelniczkę!
UsuńOpis książki brzmi bardzo zachęcająco!:D
OdpowiedzUsuń(Ty miałaś u siebie w ogródku matę?!):)
Wiesz przecież, że w historii mojego ogrodowania są Czasy Ignorancji, słusznie minione. Wtedy i mata trafiła do mnie przypadkowo, podobnie jak wiele roślin. I z jednym i z drugim mam do dziś kłopoty. Na szczęście, było jej stosunkowo niewiele w stosunku do wielkości ogrodu, po latach ją (z trudem) usunęłam, ale, jak widać, jakieś resztki w nieruszanych od lat miejscach przetrwały. Widzisz, jakie grzechy mam na koncie?
UsuńDopiero teraz , prawie rok po publikacji Twojego posta, natknęłam się na tę świetną i recenzję, zachęcającą do przeczytania tej optymistycznej książki.
OdpowiedzUsuńJa jednak chciałam poruszyć inny temat - jako że jesteśmy w Bibliotece Ogrodnika, chcę ponarzekać!!! na brak dobrych, kształcących i nowych pozycji książkowych na naszym rynku.Jest zima, która trzyma, i człowiek szuka "bodźców" ogrodniczych.Ja bardzo chciałam znaleźć na temat ogrodów coś o trendach, nowym spojrzeniu na utrzymanie ogrodu. Mam sporą biblioteczkę i kilka pozycji wymienionych przez Ciebie i książkę Danuty Młoźniak, chyba jedynej takiej na polskim rynku. Ale potrzebuję nowych natchnień , a internet mnie nie satysfakcjonuje, bo ja chcę zasiadać (wielokrotnie) z książką w fotelu i się delektować pięknymi zdjęciami i inspirować pomysłami. Nie ma u nas tłumaczeń książek brytyjskich, holenderskich czy amerykańskich twórców ogrodów, a przydałyby się, i jeszcze żeby były opatrzone fachowym komentarzem odnośnie polskiego klimatu i realiów. Ale może nie jestem zorientowana?
W akcie kapitulacji zasiadłam przed komputerem i zamówiłam wczoraj 4 pozycje po angielsku, nie są to tanie zakupy, ale nadejdą dopiero w połowie marca, kiedy ja już będę stała w blokach startowych...
Ciekawa jestem jak się zapatrujesz na moje utyskiwania?
Bożena
Zgadzam się z Tobą całkowicie. Literatura dotycząca ogrodnictwa na polskim rynku wydawniczym jest skromniutka. Kiedy przypomnę sobie regały z książkami w centrum ogrodniczym w Anglii, to ręce opadają... Nie mówiąc już o księgarniach. Ta ilość, a przede wszystkim ta różnorodność tematyczna... Podobnie, jak w Twoim przypadku, i w moim życiu książki pełnią bardzo ważną rolę, wiec ubolewam nad tym bardzo.
UsuńW Polsce najlepiej wygląda segment poradników ogrodniczych. A wzbogaca to także prasa branżowa. Taką też wiedzę najłatwiej znaleźć w internecie. Są pozycje o tradycyjnych metodach uprawy, ale i o metodach biodynamicznych i naturalnych.
Jest trochę literatury monograficznej czy raczej encyklopedycznej, traktującej o gatunkach roślin.
Wszystkie one są bardzo potrzebne, szczególnie na pewnym etapie rozwoju pasji ogrodniczej czy dla tych, którzy nie chcą zagłębiać się bardziej w temat.
Książka D. Młoźniak (którą lubię) mieści się w tej kategorii. Dla mnie jest jednak pewnym powtórzeniem - podstawowego (?) zakresu wiedzy o wszystkim, co dotyczy ogrodu. Podobnie jak "Zmień swój ogród" (Dobbs, Woo) czy prace Robina Williamsa czy Andrew Wilsona, wydane po polsku. Czytałam je wcześniej, więc książka Danusi dla mnie nie przyniosła nic nowego.
Widzę natomiast dużą lukę w literaturze innego rodzaju.
Niewiele jest prac takich, jak recenzowana powyżej - osadzonych w świecie naszych pasji, zabawnych, ale i uczących przez zabawę.
Na palcach jednej ręki można wymienić prace syntetyczne, traktujące np. o ogrodach jako jednym z elementów kultury, historii sztuki.
Mało jest książek o projektowaniu (nie technicznych), pokazujących ogród jako całość.
Brak mi literatury poświęconej wyjątkowym ogrodom i ich twórcom, osobistym doświadczeniom amatorów i zawodowców, w Polsce i na świecie, ileż mogą one dać przyjemności i ile nauczyć..!
Tak jak napisałaś: "potrzebuję natchnień" - trudno je znaleźć w poradniku czy kalendarzu ogrodnika.
Ale... kiedy zaczęłam zastanawiać sie nad Twoim pytaniem (i pisać odpowiedź), wyszedł mi strasznie długi tekst, więc postanowiłam temu poświęcić oddzielny post. Więc dziękuję za inspirację i zapraszam do przeczytania już wkrótce, i do dyskusji, oczywiście!
Cieszę się że masz podobne odczucia odnośnie ogrodniczej nędzy wydawniczej, temat rzeczywiście można rozwinąć, czekam na Twój wpis z niecierpliwością, pozdrawiam
UsuńBożena